5 faktów o największym bałaganiarzu w naszym domu
Pies śpiący na stole albo na parapecie w oknie, psia kupa pod prysznicem, szaleństwo i szczekanie na widok mopa. To tylko niektóre z sytuacji jakie zaserwował nam nasz ukochany pies. Pod koniec lipca minęły dwa lata odkąd Jaskier jest z nami, więc postanowiłam podzielić się z Wami 5 faktami o tym największym bałaganiarzu w naszym domu.
Dostaję też sporo wiadomości, że beagle to takie ładne pieski i też takiego byście chcieli. I choć mimo różnych przejść ja dziś nie wyobrażam sobie innego psa czy innej rady w naszym domu, to jednak są rzeczy, których się totalnie nie spodziewałam przed jego przygarnięciem albo nie w takiej skali. Nie wiem czy byłoby coś, co powstrzymałoby mnie przed tą decyzją dwa lata temu, ale na pewno chciałabym przeczytać coś więcej niż tylko charakterystykę rasy.
5 faktów o największym bałaganiarzu w naszym domu
1. Masz coś do jedzenia, dasz coś zjeść?
Jakby Jaskier umiał mówić, to mówiłby to, co 5 sekund. Beagle to są łakomczuchy i o tym przeczytacie wszędzie, ale co to w praktyce oznacza? Sam może sobie lodówki nie otworzy, ale jak tylko usłyszy drzwi od lodówki, szelest papierka czy zobaczy okruszki to jest w pełnej gotowości, żeby zdobyć jedzenie. Wskoczy na krzesło, na stół, wyliże deskę do krojenia, ściągnie z blatu Waszą miskę. Zostawienie go samego z jedzeniem, które nie jest schowane to gwarancja, że zaraz tego jedzenia nie będzie. Taki sam apetyt ma na pluszowe i drewniane warzywne zabawki dziewczyn.
Zanim wypracujecie posłuszeństwo przy jedzeniu jest naprawdę wesoło. Nie ma opcji, żeby dostał coś „ludzkiego” do jedzenia, bo wtedy jego apetyt się zaostrza i zrobi wszystko, aby dostać więcej. A własnej karmy nie tknie. I choć teraz Jaskier jest już super podczas posiłków, to gdy tylko wyjdziemy z kuchni do salonu, patrzy czy coś nie zostało na blacie.
2. Nigdy się nie poddawaj
Gdybym miała wskazać jedną rzecz, której mnie Jaskier nauczył to właśnie „nigdy się nie poddawaj”. I dotyczy to też jego wychowania. Beagle to uparciuchy, a to oznacza, że zanim się podda trzeba wykonać jakieś tysiąc powtórzeń, np. w kwestii skakania na blaty czy ciągnięcia na spacerze. A jeśli za tysiąc pierwszym go nie upomnimy, że zrobił źle, to wszystko zaczynamy od początku. Radość z wypracowanej więzi i posłuszeństwa jest wtedy ogromna i szalenie satysfakcjonująca. Ale zanim dojdzie się do tego momentu dobrze mieć wsparcie kogoś, kto widzi chociaż najmniejszy postęp, a nie tylko ocenia jaki to jest „głupi” pies.
3. Zabawa, zabawa, dziewczyny i strawa
Bardzo wiele osób na pytanie „Jak to jest mieć psa?” mówiło nam, ze godzinka w ciągu dnia dla niego wystarczy. Spacer, czas w ogrodzie, a później psy śpią. Nie inaczej było z beaglami „wypuszczam na pół godziny, żeby się wybiegały, a później śpią”, „cały dzień leżą przy ogrodzeniu”. Być może to dotyczyło starszych psów, ale nasz pies ma ogromne pokłady energii. Kilka spacerów to za mało. Ważna jest zabawa połączona z treningiem, odkrywanie nowych miejsc i przeróżne zabawy węchowo-tropiące. We wrześniu rozpoczęliśmy serię treningów z behawiorystką, które później kontynuowaliśmy w domu i dopiero to zmęczyło naszego psa.
Dziś już wiemy jak mu zapewnić odpowiednie zajęcia i dzięki temu jest zdecydowanie spokojniejszym psem, choć ciągle są sytuacje, gdy porzuci wszystko dla zabawy.
Praca z nim jest do ogarnięcia wtedy, gdy codzienność jest stabilna i bardzo regularna. Jest trudniej, gdy np. chorujecie i zwyczajnie nie macie siły, by poświęcić tyle czasu na trening z psiakiem. Jeśli wyjeżdżacie i nie możecie zabrać psa ze sobą, to też trzeba mu zapewnić opiekuna. Takiego, który poradzi sobie z uparciuchem potrzebującym sporo aktywnego czasu. My korzystamy z hotelu prowadzonego przez naszą behawiorystkę – Jaskier jest tam przeszczęśliwy, a my spokojni. Trzeba jednak brać pod uwagę koszty takiego pobytu, a ja w ogóle o tym nie myślałam. Uważałam, że będziemy mieć psa podróżnika. Nie przewidziałam, że będzie miał chorobę lokomocyjną, na którą leki nie pomagają, a sama podróż będzie dla niego bardzo stresująca. I choć też mam już duże sukcesy w oswajaniu go z podróżami, to póki co są one bliskie. Cieszymy się z każdej samodzielnie zainicjowanej chęci podróży.
4. Pies towarzyszący
Jaskier kocha być z człowiekiem. Największa kara to zostawić go w samotności. I to jest kochane, ale bywa też upierdliwe. Nie możesz zrobić zdjęcia, bo ogon w kadrze albo atak na aparat. Podczas gotowania w kuchni niechcący możesz nadepnąć na łapkę, bo wciśnie się między ciebie a szafkę. A jak się odwrócisz to jest łapami na blacie. Spróbuj tylko przytulić się do pana, a już jest między wami. Jesteś w łazience? On też, pod drzwiami! Wychodzisz bez psa? Jak możesz!
Jeśli nie jest przy nas, to na pewno jest przy Heli, która go uwielbia, a on ją. Bo ona zawsze, ale to zawsze, podzieli się z nim jedzeniem. A on myśli, że może jej wyjadać wszystko z ręki. I choć ich relacja jest piękna, to jednak cały czas trzeba mieć ich na oku.
Gdy w domu pojawiają się goście, to Jaskier jest najszczęśliwszy na świecie. Ale gości chce zamęczyć. To jest dla nas najtrudniejsza sprawa dzisiaj, bo większość gości nastawia się, że jak się nim zainteresuje i pogłaszcze, to on sobie pójdzie. A dla niego nie ma lepszej zachęty do zabawy. Wtedy już na pewno nie odpuści.
5. Co tak pachnie?
Mięso, rosół, pasztet, nowe perfumy, gnojówka, krowie kupy na polu? Umiejętność rozpoznawania zapachów i fascynacja nimi jest imponująca i jednocześnie męcząca. Dopóki bawimy się w rozpoznawanie zapachów w domu jest świetnie, ale gdy tylko wyjdziemy na spacer, to trzeba włożyć ogromną ilość siły, aby zapanować nad psią naturą. Kiedy Jaskier wyczuje jakiś interesujący zapach to jego instynkt myśliwski jest tak silny, że zapomina o całym świecie. Trzeba włożyć ogrom siły i energii, żeby przywołać go do porządku, ale że nigdy się nie poddaje, to za kilka minut mamy taką samą sytuację. Kilka razy zdarzyło się, że wiedziony zapachem wrócił do domu wytarzany w gnojówce. Każda nowa przesyłka lub rzecz ze sklepu, która jeszcze nie pachnie nami, jest fascynująca. Skacze, drapie i koniecznie chce ją obwąchać i uślinić.
Podobno pierwszy pies jest jak pierwszy naleśnik – nigdy nie wychodzi. Jaskier to dla nas najlepszy pies na świecie, ale tak naprawdę to tylko my wiemy, ile energii włożyliśmy w to, żeby go wychować. Ostatnio wróciliśmy do naszej listy psich problemów i okazało się, że około 20 zostały tylko 3, w których jest widoczny duży postęp. I choć bywa nieznośny, wymaga dużo uwagi i czasu, to nie wyobrażam sobie ani innego psa, ani innej rasy w naszym życiu. Jest też dla mnie żywym dowodem, że z każdej sytuacji jest wyjście, wszystko można wypracować, tylko nigdy nie można się poddawać.
Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń z psiakami i innymi zwierzętami. Podzielcie się ciekawostkami z ich życia w komentarzu 🙂
Magda
Od zawsze w moim domu jest pies. nie wyobrażam sobie życia bez czworonoga. Jestem zakochana w jamnikach. Pierwszego dała mi mama, gdy miałam 6 lat i to była niesamowita relacja. Taka jedyna na całe życie. Wcześniej w domu był kundelek mamy i babci, ale Zuzia, moja pierwsza jamniczka była moja i to było cudne. Potem wykupiłam kundelkę, która miała byc jamniczką, ale coś nie wyszło. Właściciele jej matki bardzo zaniedbywali szczeniaki. Musiały żywić się trawą! Przyniosłam to cudo do domu i razem z mamą zaczęłyśmy leczyć. Z jamniczką się pokochały i żyły w pełnej zgodzie 🙂 Jamniorka przeżyła 13, kundelka niemal 15 wspaniałych lat. Po drodze do rodziny dołączył jeszcze kot! Ale chyba nie wie, że jest kotem, bo wychowały go psy 😀 Teraz mam czteroletnią jamniczkę Nelly. Pod wieloma względami podobną do swoich poprzedniczek, ale niekiedy diametralnie różną. Jest moim szczęściem. Nie wyobrażam sobie życia bez psa. Nie zawsze jest łatwo, szczególnie, że jamniki to straszne uparciuchy, ale jest miłość 🙂
Ania Legenza
Pies wnosi w życie coś niesamowitego! 🙂 Piękne historie u Ciebie <3
Kornelia
Aaaa, życie z psem jest super, ale masz rację – wszystko musi powąchać, sprawdzić, zaakceptować 😀
Ania Legenza
Bez tego nie ma startu 😀
Lila
Od 3 miesiecy mamy pieska rasy staffordshire bullterier o imieniu Draco, jest on praktycznie tak samo wymagajacy jak nasz dwuletni synek, to wulkan energii, budzi nas o 6 rano. Poczatkowo synek sie go bal, ale teraz jest juz lepiej i jest przyjazn.
Ania Legenza
My początkowo wychodziliśmy z naszym na pierwszy spacer jeszcze przed 6 rano. Ale mniej więcej gdy skończył rok, to temat utrzymania czystości i takich wczesnych spacerów się skończył.
Masz jednak rację z porównaniem do dwulatka. Trzeba w nich włożyć tyle samo energii 🙂
Monika_556
Beagle to najlepsze i zarazem najgorsze psy na świecie ?♀️? nasz jest z nami 8 lat… Nie jest to nasz pierwszy pies ale napewno najbardziej będzie zapamiętany.. Tysiące zjedzonych drewnianych i plastikowych rzeczy… Brak miejsca w łóżku… Jedzenie mufinek w sekrecie…i totalny obłęd w oczach gdy widzi ciasto ?? ale mimo wszystko to najlepszy przyjaciel dla całej rodziny.
Ania Legenza
Nie mam porównania, a wiele osób, które miały styczność z innymi rasami i z beaglami, mówi, że to nie jest dobra rasa na początek, ale ten opis, że najlepsze i zarazem najgorsze psy na świecie, intuicyjnie mi bardzo do nich pasuje 😀
Klaudia Jaroszewska
Widzę, że z psem też ciekawie 😉 u mnie były koty, co one wyprawiały, to się w głowie nie mieści 😀
Ania Legenza
Ja się chyba nie spodziewałam, że aż tak ciekawie :D. Ale nie zamieniłabym tego na życie bez psa 🙂
Filipina
Ach, jak piszesz o Jaskrze to od razu skojarzylo mi sie z ta swietna ksiazka dla dzieci : „O nie, Dudusiu!! Chrisa Haughtona (w wersji oryginalnej „Oh no, George!”)
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4892040/o-nie-dudusiu
Psia natura i psia milosc opowiedziana w prostej ksiazeczce dla dzieci, i w dodatku z cudownym humorem.
Pozdrawiam!
Ania Legenza
Brzmi jak książeczka dla moich dziewczyn! 😍
Ilona
Aniu, mogłabys zdradzić jak u Twojego psiaka objawia się choroba lokomocyjna i na ile już teraz jest dobrze? Mamy beagle od miesiąca, po wejściu, a właściwie wniesieniu go do samochodu mamy potok śliny, nawet gdy auto stoi na parkingu 🙁
Nie rozpoczęliśmy jeszcze z nim pracy w tym temacie, bo mamy duzo innych rzeczy do przerobienia, najwiekszym problemem jest wychodzenie na dwór- nasz Avast nie chce wychodzic na dwór za nic na świecie. Jest trochę lepiej niż na początku ale jeszcze wiele przed nami.
O podróże pytam, bo szukam trochę pocieszenia 🙂
Pozdrawiamy z Łodzi! :*
Ania Legenza
U nas to ślinienie, ale też wymioty. Nawet gdy podróżował bez śniadania, to wymiotował taką żółcią :(. Do tego piszczenie i ujadanie. Aczkolwiek u nas są kręte drogi i jazda po nich wzmaga objawy. Na prostej drodze jest dużo lepiej. Na początku miał też strach przed wsiadaniem do auta.
Myślę, że kuszenie smaczkami, żeby wskoczył do autka to dobry trening na początek. Samochód będzie mu się kojarzył z przyjemnością/nagrodą, więc szybciej się przekona. Nasza behawiorystka zalecała nam też np. krótkie podróże na spacer, np. przejazd tylko jedną ulicę dalej i ogólnie podróże w przyjemne miejsca. Nie tylko do weterynarza, etc. Po tym jak jeździliśmy z nim do niej na treningi, które dla niego były super zabawą, czy do niej gdzie zostawał w hotelu dla psów i miał super kolegów, teraz sam wskakuje do samochodu i chce jechać, nawet jak nie chcemy go zabrać.
Teraz ogólnie mało podróżujemy, więc trudno mi stwierdzić, czy by wymiotował, ale na pewno same podróże są dużo lepsze niż na początku.
A z wychodzeniem na dwór, to też bym szła tropem „przyjemności”. Smaczki za wyjście, może jakaś zabawa z szarpakiem na dworze, której w domu nie ma? A jak nie pomoże, to najlepsza radą jaką mogę Ci dać, to konsultacje z behawiorystą 🙂