Luty minął mi niesamowicie szybko i gdyby nie przygotowanie tego wpisu, to pewnie nawet nie zauważyłabym, że już mamy marzec. Ostatni tydzień to czyste wariactwo, co dało się również odczuć ilością wpisów na blogu. Mimo wszystko był udany, a sprawy, które ciągnęły się kilka miesięcy doczekały się szczęśliwego zakończenia. Mam nadzieję, że teraz będzie nieco spokojniej i zapraszam na przegląd zdjęć zrobionych w minionym miesiącu 🙂
Na naszym kuchennym parapecie zrobiło się bardzo wiosennie za sprawą wizyty w Ikei. Oprócz blaszanych doniczek, kupiliśmy też ogrom innych przydasi, ale to za ich sprawą zrobiło się dużo milej. Powiem Wam, że po każdej wizycie tam jestem “chora” i mam ogromna potrzebę posiadania i urządzania własnego M. Czasami myślę, że mogłabym zamieszkać w jednym z tych boxów zaadoptowanych na mieszkanie 😉
Tak wyglądają moją szalone lutowe kosmetyczne zakupy. Czy tylko ja tak mam, że gdy ukocham sobie jakiś kosmetyk to go wycofują? Dotychczasowy krem BB zastąpił ten z Eveline. Obawiałam się o kolor, bo jestem bladziochem, ale przy pierwszym użyciu pozytywnie mnie zaskoczył i stopił się niemal idealnie z moją cerą. Niestety po tygodniu stosowania przestał dopasowywać się tak dobrze jak na początku, a ja muszę rozpocząć poszukiwania godnego zamiennika.
W styczniu dokształcałam się makijażowo, teraz małymi krokami wprowadzam wiedzę w życie. Kupiłam mój pierwszy bronzer i próbuję nie zrobić sobie nim krzywdy:)
Znacie Corneliusa? Regionalne piwo z mojego rodzinnego miasta, które uwielbiam i bardzo Wam polecam, szczególnie grejfrutowe! Świętowałam nim małe lutowe zwycięstwa. Smakiem może konkurować jedynie z Somersby 🙂
Miałam takie postanowienie, że w miesięcznych podsumowaniach będę Was zasypywać swoją osobą, a znalazłam tylko jedno zdjęcie, na którym jestem. Przez chwilę byłam dziecięcym fotografem, ale moją małą modelkę bardziej interesował sprzęt niż pozowanie. Swoją drogą, to strasznie trudne uchwycić na zdjęciu takie małego szkraba!
A to jeden z powodów mojej nieobecności w ostatnich dniach na blogu. Produkcja zaproszeń nas pochłonęła, ale daliśmy radę. Będzie o nich pewnie trochę więcej, bo idealnie wpisują się w koncepcję ślubu “zrób to sam”.
Ostatni weekend spędziłam w rozjazdach, a wczorajszy wieczór był spędziłam jednak offline, mimo że chciałam opublikować ten wpis.
Mam nadzieję, że marzec okaże się spokojniejszy, a ja wrócę do normalnego trybu pisania, bo bardzo mi tego brakowało 🙂
Życzę Wam udanego tygodnia i dajcie znać co u Wam się przydarzyło w tym miesiącu!
Witam 🙂 Podglądam od jakiegoś czasu, mam sporo do nadrobienia.
Gratulacje z powodu ślubu, który jak mniemam tuż tuż? Życzę spokoju i wytrwałości, warto aby ten dzień miło wspominać 😉
zaproszki genialne! gratuluje pomysłu 🙂
Marzy mi się taki parapet cały w ziołach… Albo nie – ziołowy ogródek na balkonie! 🙂 Wpisuję na listę 🙂
Oj trudne, trudne 😉 Ja robię zdjęcia wyłącznie na trybie sport 😀
Blaszane doniczki z Ikei też mam. Zimą wsadzam do nich szyszki z pomalowanymi na biało końcówkami, przepiękna ozdoba 🙂
Pięknie! Działaj działaj! Przed samym ślubem nie raz jeszcze będziesz bardzo zajęta 🙂 ale warto. Kurczę, jak sobie przypomnę …
Uwielbiam Corneliusa, wlasnie grejpfrutowego:) Zawsze jak jestem w Polsce to pije ile zmieszcze;)
Najchetniej zajelabym sie importem Corneliusow na Cypr!
Cornelius grejfrutowy, tak, tak 🙂 mniam!
Jak dla mnie zaproszenia to dopiero początek, miałam ślub siostry w tamtym roku, potem się dopiero zacznie, wytrwałości cierpliwości w przygotowaniach życzę;)
to chcemy więcej Ciebie :))
Dobrze, że mam za daleko do Ikei bo także miałam kiedyś chęć zamieszkać na wystawie 🙂 Zdecydowanie poproszę więcej zdjęć twojej osoby.
Zaś zaproszenia wyglądają na ciekawe i oryginalne.
Ja mieszkam w mieszkaniu, które od początku do końca (tzn. od mebli do sztućców) jest Ikeowym boxem. Polecam. 😀
Corneliusa polecam bananowego 😉
zdecydowanie więcej Ciebie. Przyjemniej się czyta kiedy widzi się kto jest po drugiej stronie:) wręcz zaprzyjaznić by się chciało. 🙂
Wczoraj odkryłam Twojego bloga i drugi dzień się w nim zaczytuję, a praca leży nieruszona 😉 Mam wrażenie, że mamy wiele wspólnego, tym bardziej, że sama przygotowuję się do lipcowego zamążpójścia 😉 Na pewno skorzystam z patentu na skrzyneczkę z obrączkami… zdecydowanie bardziej mi się to 'widzi’ niż satynowe poduchy z kwiatuszkami/wstążeczkami/falbankami 😉