Dzięki organizacji czasu i planowaniu potrafię całkiem skutecznie realizować swoje postanowienia. Nawet, gdy wiele spraw nie idzie po mojej myśli, jasno określona lista zadań małymi krokami przybliża mnie do celu. Czasem jego realizacja zajmuje mi dwa razy więcej czasu niż zakładałam, innym razem okazuje się, że najtrudniej było zacząć. Jest jednak jedna rzecz w tym moim zorganizowanym planowaniu, którą ciągle robię źle. Zdałam sobie z niej sprawę kilka miesięcy temu i pomimo tego, że już wiem, co nie działa, nadal nie mogę się tego oduczyć. I dziś chciałabym Wam o tym napisać. Może wyrzucenie tego z siebie pomoże albo coś mi doradzicie? 🙂
Błąd w organizacji czasu, który nadal popełniam
Mój największy problem dotyczy planowania długoterminowego. Ciągle zakładam, że za 2 tygodnie czy miesiąc czy dwa będę miała mniej, lżej, bo do tego czasu na pewno ze wszystkim się uporam. Takich punktów przez ostatnie pół roku, po których miało być lepiej, było co najmniej kilka. Grudzień i początek nowego roku, to czas na odpoczynek – jak odpocznę, to będzie z górki. Później choroba w lutym – jak wyzdrowieję, to wszystko ogarnę i nadrobię, więc w kwietniu będzie luźniej. Jak Zosia pójdzie do żłobka będę mogła zrealizować odkładane w czasie projekty.
Mój optymizm w tym temacie jest ogromny. I choć zazwyczaj okazuje się, że faktycznie uporałam się, np. z zaległościami, zrealizowałam jakiś swój projekt czy mam więcej czasu na realną pracę, to przecież w życiu pojawiają się też nowe sprawy. A niektórym z nich chcę powiedzieć „tak”. I tym sposobem kolejny raz znajduję się w punkcie, w którym myślę sobie, że jak odhaczę te 5 punktów z mojej listy zadań, to będzie łatwiej i w czerwcu już wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Wiem, że nie chodzi o tu o to, że nie rezygnuję z niektórych aktywności, bo w ostatnim czasie planowanie to dla mnie sztuka rezygnacji. Wydaje mi się też, że wszystkie bufory czasowe, które sobie zakładam są odpowiednie, choć może przydałyby się większe. A może po prostu jestem zbyt dużą optymistką, jeśli chodzi o przyszłość? Pewnie te niezapisane strony w kalendarzu tak na mnie działają 🙂
Jak chcę to zmienić?
Pisałam Wam już, że czerwiec, to będzie czas większych zmian u nas. I początkowo też miałam takie nastawienie, że od tego czerwca będzie łatwiej i większość spraw pójdzie nam sprawniej. Ale dzisiaj zaczynam od zmiany myślenia, czyli tego, co najtrudniejsze. Przestaję zakładać, że będzie łatwiej, tylko zaczynam myśleć, że kolejny miesiąc będzie tak samo wymagający jak obecny. I ta jedna zmiana w myśleniu, wprowadza trochę wewnętrznego spokoju. Czy przyniesienie mi też spokój zewnętrzny w realizacji zadań, zobaczymy 🙂
Ciekawa jestem, czy macie podobnie? Czy jest jakaś rzecz w Waszej organizacji czasu, która Was uwiera? I czy może macie sprawdzony sposób na radzenie sobie z taką sytuacją jak moja? Przyjmę każdą radę!
W sumie nigdy o tym nie myślałam, dopiero Ty otworzyłaś mi oczy! Rzeczywiście coś w tym jest :))
Mam podobnie jak Ty. Zawsze zakładam, że będzie lepiej, lżej, a potem budzę się z ręką w nocniku. No i nadal działam za bardzo na spontanie, eh…
Ja nie mogę powiedzieć, że za bardzo na spontanie, ale może powinnam na jakiś miesiąc nic nie planować, to wtedy miałabym lżej 😀 Chociaż z drugiej strony pewnie nic bym nie zrobiła i tylko wkurzałabym się, że ten czas jest zmarnowany. Cała ja 😉
A może takie nie-planowanie dodatkowych spraw pozwoli Ci skończyć te, które ciążą. I wtedy będzie już lżej i czas na nowe w kolejnym miesiącu. 🙂
Myślę, że jest to jedna z dróg, której muszę spróbować 🙂
Tak jak trafnie zauważyłaś- planowanie to sztuka rezygnacji. Ponoć pomaga wyobrazić sobie rano, że dany dzień minął i pomyśleć o 3 rzeczach, które jeśli nie zostały w ciągu tego dnia zrobione sprawiają, że dany dzień nie był tak produktywny czy udany jak powinien być. A potem warto zacząć dzień od zrobienia w pierwszej kolejności tych 3 rzeczy, nawet jeśli wymaga to zrezygnowania ze zrobienia czegoś innego. Inna sprawa, że zamiast planować, co też zajmuje czas, warto wyrobić sobie nawyk zabierania się za realizację rzeczy od razu. Szczególnie jeśli zrobienie czegoś od razu nie zabierze nam więcej niż kwadrans.
Wszystko co napisałaś jest prawdą 🙂 Ja raczej nie mam problemu z kwestią priorytetów. Bardziej chodzi o sytuacje, np. w których umawiam się na coś z myślą, „a za miesiąc będzie lżej, więc wtedy znajdę czas, by się z kimś spotkać”. I na dzisiejszą realizację zadań nie mają wpływu, ale za ten miesiąc często mają i powodują, że robi się ścisk.
Skąd ja to znam. To już kolejny tydzień kiedy codziennie mam coś zaplanowane i nie mam czasu nawet posprzątać w domu, a co mówić o czasie dla siebie. Dzisiaj jestem tak zmęczona po całym tygodniu, że postanowiłam, ze to ostatni tak zajęty i wypełniony ważnymi rzeczami tydzień. Od poniedziałku zwalniam. Znajdę czas na domowe spa, nagranie filmów na youtube, na pisanie postów, na eksperymenty w kuchni. Ostatnio przeczytałam książkę ,,Magia olewania” i wszystkie porady wzięłam sobie do serca. Uczę się olewać niektóre rzeczy i co najważniejsze już zaczęłam stosować ,,budżet spraw”.
Ja już się trochę nauczyłam, że bez równowagi działanie nie ma sensu. Dlatego może kogoś dziwić, że mówię, że czegoś nie zrobię na już, ale będę np. czytać książkę czy spędzać czas z rodziną. Ale sytuacje, o których napisałaś też znam i to one w dużej mierze pomogły mi się w tej kwestii naprostować.
A Magia olewania jest świetna!
Miałam podobnie, ale chyba narazie w 1/3 sobie poradziłam. Moj przepis jest taki, biorę kartkę i długopis, i spisuje wszystko co zaległe, i z czym muszę sie uporać. Później selekcjonuje zadania od najtrudniejszego. Następnie pisze listę na czysto, według kolejności. W kalendarzu wyszukuje dzień, w którym mam najmniej pracy i ołówkiem zapisuje najtrudniejsze zadanie. Jak narazie 1/3 mojej listy się opróżniła ? Moze sprawdzi się u Ciebie?
Też mam taką listę 😀 Tylko ja chyba muszę zaznaczyć na niej zadania, których w ogóle nie zrobię 😉
Tak jak teraz myślę to ja chyba mam podobny problem 🙂 ciągle wydaje mi się że już za moment będę miała tyle czasu. Jak tylko skończę studia, jak tylko zorganizuję wesele, jak tylko dokończymy remont… Hmm, zrobiłam już to wszystko ale wcale nie mam lżej teraz 🙂 Pozdrawiam
Polecam zasadę Pareto w zarządzaniu czasem 80/20, czyli osiągaj 80% wyników w 20% swojegi czasu „zadaniowego”. Ale miej na uwadze, że są okresy w życiu, które totalnie wybijają z rytmu (to np. czas, kiedy pojawiają się dzieci, lub kiedy są małe i szczególnie nas potrzebują kiedy jest dużo niespodziewanych zdarzeń wymagających naszej natychmiastowej reakcji, czas kiedy nasz organizm upomina się „o swoje”, czyli chorujemy lub musimy po prostu wypocząć). Wtedy trzeba sobie ustalić priorytety (wiem to trudne!) i podjąć decyzję o okresowej rezygnacji z projektów (nawet tych dla nas bardzo ważnych). Cóż, życie to sztuka wyboru… 🙂
Też często się na tym łapie… Jak tylko skończy się jakiś okres, to na pewno będzie lżej i wyrobię się ze wszystkim. No i faktycznie cały czas pojawia się coś nowego 😉 Też staram się z tym walczyć 🙂 Powodzenia!
Dokładanie mam ten sam problem 🙂 I to nie tylko z organizacją i zadaniami, ale ogólnie podejściem do życia i pozwoleniem sobie na szczęście. Wszystko miało się lepiej układać, a ja miałam być zdrowsza, szczęśliwsza, wydajniejsza, i bardziej zorganizowana: do zaręczyn, do ślubu aż obronię inżyniera… I co? Obrączka błyszczy na palcu, dyplom kurzy się na półce a u mnie bez zmian 😀
Akurat z odkładania szczęścia na później, to się wyleczyłam dobre kilka lat temu 🙂 Zacznij od dzisiaj, tak jak ja od piątku zmieniam myślenie moim kolejnym miesiącu 🙂
Zmiana myślenia to wielki wyczyn – szczególnie w tym kontekście. Ja też zawsze mam wrażenie, że w ogóle zrobię więcej, bo przecież jest początek miesiąca. Miesiąc – w mojej głowie to jakiś kosmicznie długi czas! A tutaj na przykład jest połowa maja i co? 😉
Czekam na ten Twój czerwiec!
Mi też się miesiąc wydaje kosmicznie długi, a później się orientuję, że to już prawie pół roku minęło 😀
Oj tak, mam tak samo. Niestety pierwszy kwartał roku to były nieustanne choroby i naprawdę zła sytuacja – wtedy udało mi się odpuszczać: zakupy spoż. przez internet, proszenie bliskich o pomoc, odpuszczenie np porządków. Teraz jest lepiej a mimo to nie mogę się zebrać do takiej organizacji jak przed kryzysem. Jednak teraz pisząc ten komentarz uświadomiłam sobie, że teraz jest bardzo dobrze i w zasadzie nie mam powodu do wymówek dla działania tu i teraz, nie powinnam odkładać na później, bo ten luźniejszy czas nie nastąpi. Co najwyżej może być gorzej. Oby nie 🙂
Czyli mamy tak samo! Piątka 😉 I powodzenia w działaniu!
Też walczę z myśleniem „za miesiąc będę miała więcej czasu” 😉 Więc teraz wypisuję na miesięcznej kartce kalendarza również rzeczy, które wcześniej wpisałabym w czerwiec i staram się spiąć i „do przodu” coś zrealizować. Jeszcze nie wiem, jak to wyjdzie 😉
To powszechnie znany problem, ktory nawet doczekal sie badan naukowych. Okazuje sie, ze kiedy planujemy cos w dluzszym odstepie czasu to nasz mozg nie postrzega tego jako zadania dla nas tylko dla kogos innego („my” dzisiaj to nie te same osoby co „my” za miesiac czy rok) – dlatego mamy tendencje do „dokladania sobie pracy”. Przeciez zrobi to ktos inny, nie „dzisiejsi my”. 😉
Nie spotkałam się z tym nigdy, ale chyba jest w tym dużo prawdy 🙂