Takie pytanie dostałam w jednym z Instagramowych Q&A już jakiś czas temu. Ostatnio do mnie wróciło, gdy rozmawialiśmy o porządku w pokojach dzieci. Czy da się zapanować nad ilością zabawek? Co zrobić, aby dziadkowie nie kupowali ubrań i zabawek wnukom bez naszej zgody?
Ten temat mnie też dotyczył, a bywa, że nadal dotyczy. Dobrze pamiętam, gdy moja teściowa przyjechała do nas, gdy Zosia miała miesiąc i przywiozła kilka ubranek w rozmiarze na wiek około 2 lat. Jak możecie się domyślić, wtedy gdy Zosia miała dwa lata nie przystawały do pogody, a poza tym były w jakimś pudle z rzeczami „na kiedyś”, do którego nie zaglądałam zbyt często.
Powstrzymanie się przed kupowaniem rzeczy dla dzieci, czy to ubranek, czy zabawek, wymaga naprawdę silnej woli. Sama często się na tym łapię, że oglądam coś, a później niewiadomo jak znalazło się w koszyku. Dlatego nie dziwię się, że dziadkowie kupują ukochanym wnukom zabawki czy ubrania.
Z drugiej strony nie dziwię się też rodzicom, że nie chcą takich niespodziewanych prezentów. Bo to jednak na nas spoczywa odpowiedzialność za te rzeczy. Jak ja sobie z tym radzę? Na trzy sposoby. Nie do końca idealne, jednak działają.
Jak przekonać dziadków, by nie kupowali ubrań i zabawek wnukom bez naszej zgody?
1. Rozmawiać, tłumaczyć, rozmawiać
Uważam, że w kwestiach spornych najważniejsza jest rozmowa i szczere mówienie o swoich oczekiwaniach. Dlatego również w tym temacie, po pierwsze należy powiedzieć dziadkom, że nie chcecie takich niespodziewanych prezentów, nie potrzebujecie ubranek, albo wolicie inne rzeczy.
Wierzę, że z większością osób da się porozumieć. Być może od razu to nie zadziała, ale gdy będziecie konsekwentni, to na pewno da efekty.
2. Mów, gdy czegoś potrzeba
My przyjęliśmy taką zasadę, że gdy mówimy „tego nie potrzebujemy”, to dodajemy, że gdy będziemy czegoś potrzebować dla dziewczyn, to o tym powiemy i wtedy dziadkowie kupią. Ta metoda działa całkiem dobrze. Na przykład przed urodzinami robimy listy życzeń i wysyłamy do dziadków te wymarzone prezenty.
Gdy wejdzie nam w oko rzecz, którą chcieliśmy kupić w dobrej cenie, to często też wysyłamy o tym info do dziadków. W ten sposób oni mogą kupić, a my mamy takie rzeczy, jakie chcieliśmy bądź o jakich marzą dziewczyny.
Z Waszych wiadomości wiem też, że taki układ się sprawdza i jest najlepszym rozwiązaniem. Dostałam też jednak wiadomości, że są osoby, które na prośbę „kup tę konkretną pościel” i tak kupują inną. Także, jak zwykle, wszystko zależy od drugiego człowieka.
3. Nie ubieraj
To jest dosyć drastyczna metoda, ale okresie dużej kumulacji niepotrzebnych ubrań czy zabawek, stosowałam ją z powodzeniem. Zauważyłam, że wtedy, gdy dziadkowie widzą, że dziecko jest ubrane w rzeczy od nich bądź bawi się zabawkami, chętniej kupują kolejne. A gdy nie widzą tych prezentów w użyciu, ani nawet w szafkach, to kupują zdecydowanie rzadziej, albo pytają przed zakupem.
Dlatego jeśli dwie pierwsze metody nie zadziałają, to polecam trzecią. Ubrania czy zabawki, których nie chcecie, możecie sprzedać, a zarobione pieniądze przeznaczyć na zakup tego, co potrzebne. Dzieci nadal mogą traktować te zabawki jako prezent od dziadków.
Ciekawa jestem czy Wy macie jakieś sposoby na przekonanie dziadków, aby nie szaleli z zakupami dla wnuków? Dajcie koniecznie znać!
U nas najlepiej funkcjonuje opcja 2 i 3. W zasadzie w odwrotnej kolejności, bo najpierw zastosowałam tę trzecią, ale chyba momentami bardziej dobitnie. Mianowicie wydawałam niemal na dziadków oczach te rzeczy, które były po prostu zbędne lub nam nie odpowiadały. Teściowa pracuje w przedszkolu więc całe reklamówki zabawek wróciły do niej ? dopiero wtedy zaczęli pytać, czy to, co chcą kupić się przyda. Teraz mogę powiedzieć, że mamy od nich masę fajnych rzeczy ? moi rodzice natomiast zawsze woleli dać nam banknot byśmy kupili potrzebne ubranka, buty czy zabawki.
Temat dla mnie bardzo na czasie. Jak dotąd nie znaleźliśmy z mężem sposobu na niechciane prezenty. Co jest najbardziej denerwujące dziadkowie, mimo świadomości i naszych wielokrotnych tłumaczeń, ze mamy małe mieszkanie, uraczyli nas prezentami gabarytowo dużymi. Z nieudanymi prezentami ubrankowymi jakoś sobie radzimy, ale te duże zabawki to zmora.
Temat rzeka ? Czasem się udaje przekonać, czasem nie. A czasem, myślę, że dla zachowania dobrych relacji lepiej przemilczeć ? Wszystko w zależności od możliwości i potrzeb.
Ehhh… Trudny temat… Moi rodzice nie przesadzaja, wolą przytulić, spędzić czas beztroski z wnuka i, czy też kupić coś drobnego jeżeli już… Często też bywa, że przed świętami pytają się czego potrzebujemy, ale Teście… Z nimi nawet rozmowa nie ma sensu, bo nie słuchają, a mało tego robią jeszcze bardziej na złość… Ja już nie mam siły, a pokój nie ma gumowych ścian, które pod wpływem wielkich bezużytecznych zabawek robi się większy i większy… To jest jakaś tragedia… Nigdy tego nie ogarnę z nimi… Ja już się poddalam.
Bardzo ciężki temat w mojej rodzinie. Listy prezentowe to gwarantowana obraza, właściwie nawet z taką propozycją nie wychodzę, bo kilka razy już zostałam uprzedzona, że byłby to okropny afront z mojej strony np. Propozycja, żeby na święta cała rodzina złożyła się po 30-40 zł i wspolnie kupiła jakąś jedną większą rzecz. Nie do pomyślenia, jest to wymuszanie, lepiej udawać, że prezent jest totalnie nie spodziewany (za 4x taką kwotę) i że przecież nie trzeba było, ciociu nic kupować… ? W zeszłym roku moja córka dostała 6, słownie sześć takich samych lalek zuź. Wydałam za pół darmo na olx. Ciuchy – to samo, moja mama uważa, że mi jest szkoda ubrac porządnie dziecko (fakt, sweter z plastiku za 80 zł na 2 latka uważam za fanaberie, wolę mniej ubrań lepszych jakosciowo) więc wydaje fortunę na ciuchy dla małej. Są one często niepraktyczne i szybko lądują u znajomych, przeleżawszy w szafie swój moment dobrego rozmiaru. Albo jest to 7 bluzek po 3 zł z popularnej sieciówki, tzw jednorazowki. Mojej mamie wystarczy, że przyjedzie i sama ubierze na wnuczkę cały zestaw od siebie jeden raz, już jest zadowolona. Nie walczę z wiatrakami, robię regularnie czystki. Szwagierka jedyna złota kobieta zawsze pyta i córka bawi się cymbalkami od niej już 2 lata 🙂
Jesli chodzi o ubranka to jak najbardziej jestem za, zreszta jak Maksio byl niemowlakiem i ktos sie pytal, to proponowalam ubranka albo ksiazki. Na szczescie w wiekszosci trafiali w moj gust, a jak nie to oddawalam. Z zabawkami jest gorzej, niestety moja tesciowa uwielbia wszystko, co gra i swieci, malego takiego zabawki zupelnie nie interesuja. Teraz Maksio ma poltora roku i mam nadzieje, ze bardziej od tego, co jej sie podoba, dostosuje sie do tego, co on lubi. A dyskutowac i tlumaczyc jej nie bede, to ten typ, co zawsze wie lepiej. Nie ma sensu psuc relacji, tym bardziej, ze mieszkamy w innym kraju i tych prezentow nie jest tez tak duzo. Z moimi rodzicami jest o wiele lepiej, zazwyczaj pytaja, co potrzebne albo ida z nami na zakupy i razem wybieramy 🙂
Szczerze mówiąc to zabawki rozumiem, ale ubranka? Ja zawsze się cieszyłam, gdy dostałam ubranka „na zaś”, bo nie zdarzyło się, żebym ich nie wykorzystała, ale może tylko ja mam takie szczęście? Bodziaki, bluzeczki, piżamki przydadza sie zawsze i pora roku niewiele ma tu do rzeczy. No chybae, że chodzi o to, że te ciuchy nie są w stylu rodziców, albo co gorsza nie pasują do zdjęć na IG 😉
Makosik86, nie ma nic złego w prezentach ubrankowych na zaś, pod warunkiem, że kupujący zada sobie trochę trudu, żeby choć orientacyjnie obliczyć, czy to ,,na zaś” będzie adekwatne do pory roku. Moja córka dostała np. kilkanaście bluzeczek z krótkim rękawkiem, w które wrosła jak raz na samą końcówkę lata:/ To samo z kombinezonem kupionym ,,na zaś” ,,na przyszły rok”- od razu nie nadawał się do chodzenia, bo w nim ,,pływała”, a w tym roku nie doczekał się zimy, bo jest już za mały:/ Szkoda mi tych ubranek, bo są naprawdę ładne.
Ja odpowiem przekornie. Pierwszy wnuk od nas . Kupowali wszystko i to w nadmiarze. Drugi wnuk po 11 latach i nie kupują prawie nic. Ze skrajności w skrajność. I to jest przykre.
Mieszkamy w malutkim mieszkaniu, teściowie mają spory dom. Mówię im zawsze, że wszystkie gabarytowe prezenty zostają u nich i tak robimy. Dziecko ma wtedy swoje zabawki „od święta” u dziadków.
Dostaliśmy bardzo dużo ubrań od znajomych (po ich dzieciach). Kiedyś zrobiłam przegląd-segregację kilku siatek razem z teściową. Nie znałam wtedy jeszcze Marie Kondo, ale zadziałało, mimo, że nie zrobiłam tego celowo. Gdy babcia zobaczyła ogromny stos ładnych ubrań, sama doszła do wniosku, że nie ma potrzeby kupować ich jeszcze więcej.
Poprosiliśmy dziadków, żeby sprezentowali wnuczce skarbonkę. Gdy chcą coś kupić, a nie wiedzą do końca, co, lub gdy jest jakąś większą okazja, to wrzucają pieniądze do skarbonki, a my wpłacamy to na konto córki lub finansujemy większe wydatki typu szczepienia, fotelik, nosidło itd.
Punkt drugi jest bardzo dobry – czasami w zupełności wystarczy zwykła rozmowa 🙂
Temat u mnie bardzo na czasie. Dużo pracy przede mną, a najgorzej, że nie mam.wsparcia w mężu, który zapowiedział, że dla jego mamy nasz synek jest całym światem i mam nie zabraniać jej kupowania czegokolwiek… I mieszkanie zalewa się ubrankami marnej jakości z pepco, plastikową chińszczyzną psującą się po dwóch uzyciach i nieinteresującą dziecka… Zostaje mi w takim razir sposób nr 3 :D.
Mam trójkę dzieci i ten problem ciągnie się nadal chociaż jest już trochę lepiej. Największą zmorą były słodycze. W końcu jednego roku zebrałam wszystkie słodycze, które dzieci dostały na święta do jednego pojemnika. Wyszedł mi 40 litrowy pojemnik pełen lizaków, pianek, mamb, delicji, żelków itp. I to pokazałam dziadkom…po następnych świętach córka zauważyła: Jakoś tak mało słodyczy w tym roku…
Natomiast sztywnych poliestrowych sukienek, których nigdy nie zakładałyśmy nie jesteśmy w stanie pokonać. Do tego teściowa to szkoła warszawska więc moi synowi dostawali różowe piżamki, koszule itp. Generalnie z jakością tych ubrań też jest kiepsko, ale chociaż już dzwonią i pytają o rozmiar. Na pocieszenie tylko dodam, że im dzieci starsze tym niechciane prezenty kiedy się da (bo na Boże Narodzenie to nie) częściej zastępują koperty i dzieci same coś wybierają, albo na coś odkładają.