Od tworzenia mojego pierwszego produktu minęło już dobre kilka miesięcy, dlatego mogę z pewnym dystansem opisać Wam jak, to wszystko wyglądało. Dzisiaj opowiem o tym jak stworzyć produkt fizyczny w oparciu o historię powstania naszego pierwszego produktu fizycznego balancy.calendar. Nasze wzloty i upadki, szukanie wykonawców i wprowadzenie produktu do sprzedaży.
Piszę z perspektywy „nas”, czyli mojej i mojego męża, bo w stworzenie tego produktu byliśmy i nadal jesteśmy tak samo zaangażowani. Mam to szczęście, że mąż jest grafikiem-projektantem i nikt inny, tak jak on, nie potrafi moich pomysłów z kartekpapieru ubrać w piękny projekt.
Mam też nadzieję, że ten wpis będzie przydatny dla osób, które chcą się zmierzyć z tworzeniem biznesu opartego produkt i za bardzo nie wiedzą czego się po drodze spodziewać.
Jak stworzyć produkt fizyczny? Nasza historia
1. Pomysł
Posiadanie pomysłu na produkt, to już bardzo dobry początek, ale to niestety nie wystarczy, choćby był to najlepszy pomysł na świecie. Pierwszy moment, w którym zrodziła się moja potrzeba na posiadanie spersonalizowanego kalendarza, to była końcówka 2014. Wiedziałam, że układ tygodniowy jest dla mnie, ale brakowało mi w tego typu kalendarzach miejsca na priorytety czy zapisanie spraw, które mam wykonać w danym tygodniu, ale nie muszę ich przypisywać do konkretnego dnia. Wiecie takie zadania, które się przepisuje z dnia na dzień, a ostatecznie realizuje się je w piątek czy niedzielę.
2. Domowe prototypy i testowanie
Zaczęłam sama rozrysowywać taki układ planu tygodnia na zwykłej kartce, później na komputerze. Podzieliłam się tym pomysłem z mężem, a on obiecał, że mi taki zaprojektuje, żeby było ładnie i poprawnie drukarsko (mąż grafik, to skarb). W międzyczasie wrzucałam zdjęcia na Instagrama, gdzie było widać ten układ tygodnia i zawsze pojawiały się pytania o to, gdzie taki kalendarz kupiłam. Mniej więcej tak zrodził się pomysł, by podzielić się efektami na blogu.
Zanim jednak, to nastąpiło, powstało mnóstwo wersji, testów i domowych prototypów. Ponieważ na kartce A4 miał się zmieścić cały tydzień z niepodzieloną sobotą i niedzielę, i jeszcze miejsce na ważne sprawy w tygodniu, to cały design musiał być dobrze przemyślany. Prototypy były chyba w każdym kącie domu. Przy produkcie papierniczym, gdzie ważna jest funkcjonalność i przydatność, można go testować w domowych warunkach, drukując na zwykłej drukarce (ok, mąż kupił półprofesjonalną drukarkę w tamtym okresie, ale obecne prototypy robimy na zwykłym sprzęcie z marketu). Nie zawsze konieczne jest zlecanie wykonania produktu do testów, firmie zewnętrznej. To jest olbrzymi plus, bo minimalizujemy koszty już w początkowej fazie pomysłu.
Na tym etapie też pierwszy raz pomyśleliśmy, o tym by stworzyć produkt fizyczny. Nie dla zysku, tylko dla idei. Było to dosyć naiwne myślenie, dlatego warto już od samego początku zastanowić się, ile funduszy potrzebujemy by w produkt zainwestować, ile produktów w miesiącu musimy sprzedać, by zarabiać, jednocześnie pamiętając o podatkach. Wtedy warto się zorientować jakie są mniej więcej koszty produkcji, ile kosztuje otworzenie sklepu, wypisać sobie na kartce wszystkie za i przeciw. Oczywiście te ceny nie będą ostateczne, ale dobrze mieć choć ogólny zarys. Jeśli macie pod ręką znajomego księgowego lub przedsiębiorcę, poproście o poradę w wyliczeniach.
Już na tym etapie należy przemyśleć:
- co ma wyróżniać nasz produkt na tle innych?
- do kogo go kierujemy?
- czego potrzebujemy, by go wyprodukować?
- czy mamy dalsze pomysły na rozwój biznesu?
- czy biznes będzie mógł funkcjonować bez naszego udziału, np. gdy będziemy chorzy lub na wakacjach?
W trakcie opracowywania najlepszej wersji powstał też mój produkt marzeń – funkcjonalnie i z wyglądu. Wygląd jest dosyć istotny, bo dążenie do niego będzie determinować kolejne decyzje. Nie warto jednak się do niego zbyt mocno przywiązywać, bo w trakcie pracy może okazać się, że coś innego bardziej Wam się spodoba, albo zwyczajnie jakieś rozwiązanie będzie mniej opłacalne czy zatrzyma cały biznes.
3. Badanie rynku
Etap badania rynku jest bardzo potrzebny, bo pozwala się zorientować, czy w ogóle ktoś będzie chętny na zakup naszego produktu. Tego, że chcę udostępnić kalendarzowe pliki do darmowego wydruku byłam pewna, niezależnie od tego czy produkt fizyczny powstanie, czy też nie. To też była świetna okazja do tego do przeprowadzenia małego badania rynku. Wtedy spodziewałam się, że na listę zainteresowanych osób zapisze się ok. 100 osób, a zapisało ponad 1000. Dla mnie była to ilość ogromna, co tylko upewniło mnie w tym, że warto się tym zająć. Jednocześnie zyskałam najlepszych testerów – Czytelników bloga, do których kierowałam produkt.
Pokazując kalendarz na blogu mieliśmy już pierwszy profesjonalny, oprawiony prototyp i wstępnie zaklepanego wykonawcę (we wpisie, w którym udostępniałam kalendarz do druku możecie zobaczyć jak wyglądał).
4. Szukanie wykonawcy
Jeśli nie jesteście w stanie sami wytworzyć swojego produktu, to będziecie zmuszeni znaleźć kogoś, kto to potrafi. Zaufać mu, zlecić wykonanie i wierzyć w to, że ostatecznie produkt będzie taki jak sobie wymarzyliście i zgodny z briefem. Znalezienie takiej osoby czy firmy jest bardzo trudne i czasochłonne, choć zdarzają się „złote strzały”.
W naszym wypadku był to etap, w którym najczęściej chciałam się poddać. Mam wrażenie, że branża poligraficzna jest bardzo zamknięta na niestandardowe pomysły. Do tego stopnia, że ambitnie planuję dokształcić się drukarsko, by w przyszłości realizować takie produkty samodzielnie. Na 20 zapytań o realizację, odpowiedź można dostać w porywach od 5 firm. Z czego kolejne 2 nie są w stanie zrealizować części wymagań. U nas największa blokadą były zaokrąglone rogi i opracowanie okładki.
Wybór materiałów i sposobu druku
Wykonanie kalendarza książkowego można zlecić na dwa sposoby. Zarówno wydruk i oprawę jednej firmie, albo dwóm niezależnym firmom. Pierwszego wykonawcę na oprawę mieliśmy w lipcu 2015. Niestety okazało się, że sam wydruk jest znacznie droższy, niż w przypadku zlecenia wydruku z oprawą i wtedy zmieniliśmy podejście do szukania odpowiedniej drukarni. Tu spotkaliśmy się z blokadą w postaci niechęci do produkcji małych nakładów. A jeśli nakład mógł być mały, to cena jednostkowa kalendarza była bliska cenie, po której chciałam go sprzedawać. Minimalny nakład, od którego zaczyna się opłacać, to 500 sztuk, optymalny to kilka tysięcy.
W naszym wypadku drukarnia nie potrafiła doradzić jaki papier wybrać, czy klejenie, czy szycie (bezpieczniejsze), czy sprężyna (tańsza) będzie lepszym wyborem, jaki materiał na okładkę. Oczywiście, jeśli będziecie dopytywać to coś tam się dowiecie, dostaniecie próbnik, ale nikt Wam nie zagwarantuje, że taka decyzja będzie najlepsza. Powszechna jest praktyka zwalania decyzji w całości na klienta, bo gdy coś nie wypali drukarnia ma czyste ręce. Z taką rzeczywistością się zderzyliśmy. Do tego od tych wszystkich aspektów w dużej mierze zależy cena produkcyjna, to jak produkt będzie wyglądał i jakiej będzie jakości.
Musicie podjąć decyzje:
- jaki nakład
- jaki papier wybrać
- jaka ma być okładka, czy miękka, twarda (grubość tektury)
- czym ma być oklejona
- czy okładka ma być klejona, czy szyta, czy na sprężynie
- jaka ma być wyklejka
- jaki ma być kolor nici
- czy ma być kapitałka i jaki ma mieć kolor
- czy mają być tasiemki/zakładki i w jakim kolorze, jakiej szerokości
- inne cechy: zaokrąglone rogi (jakie zaokrąglenie), koperta (według jakiego wykrojnika)
- czy ma być tłoczone logo na okładce
- czy ma być zapięcie i jakiego rodzaju
- czy zadruk ma być kolorowy czy czarnobiały
W międzyczasie urodziła się nam Córeczka, zmieniły się priorytety i choć cały czas poszukiwania wykonawcy trwały, to nie były bardzo intensywne. To był też czas, kiedy w ogóle chciałam porzucić temat własnych produktów. Ta przerwa była potrzebna, bo wtedy też uświadomiłam sobie jak balancy.calendar ma wyglądać, czego w nim potrzebuję, odświeżyliśmy też design, powstała nazwa sklepu balancy.me i nazwy produktów od niej wychodzące.
Wykonawca 1
Pod koniec czerwca 2016 znaleźliśmy drukarnię, która na wszystkie nasze zapotrzebowania mówiła „tak, możemy”, „tak, da się zrobić”, a na dodatek wycena nie była straszna. Termin realizacji był przyzwoity i w zasadzie byliśmy pewni, że wystartujemy pod koniec lipca, najpóźniej w połowie sierpnia.
Zlecając wykonanie nakładu musimy część kwoty za jego wykonanie zapłacić z góry. To ważne, gdy planujemy wystartować ze sprzedażą własnego produktu, bez odpowiedniej zaliczki nie zaczniemy. Do tego dochodzą koszty prototypów produkcyjnych, czyli wysyłanych pojedynczych egzemplarzy, które pozwolą Wam ocenić, czy produkt jest na takim poziomie jak chcecie. U nas tutaj zaczęły się schody.
Pierwszy prototyp nie był najgorszy – kilka aspektów do poprawy, jeden też z naszej winy. Nie takie logo, sztywniejsza okładka, strony w innej kolejności. Tragedii nie ma, są to rzeczy, które przecież da się prawić. Reakcja drukarni na to, że czekamy na kolejny prototyp bez błędów nie była zbyt obiecująca, ale dotarł… z opóźnieniem. A tam znów, logo nie takie, choć bliższe ideału, plan tygodnia dzielony z planem miesiąca, a okładka odpadła po dwóch otwarciach. Kontakt z drukarnią zaczął być utrudniony, brak odpowiedzi na maile, nieodbieranie telefonów, później chwilowe poprawienie komunikacji, obietnica kolejnego prototypu, który nigdy nie dotarł. Podobnie jak zwrot zaliczki po rozwiązaniu umowy. I mimo że od tego czasu minęło już dobrych kilka miesięcy, to ciągle na samą myśl o tych wydarzeniach, wszystko się we mnie gotuje.
To był ten moment, kiedy kolejny raz miałam ochotę rzucić wszystko i więcej się za to nie zabierać, a z drugiej strony ciągle intuicja mi mówiła, żeby to robić i się nie poddawać. Wiecie, taki wewnętrzny głos, który mówił „spróbuj, a jak nie wypali, to zajmiesz się czymś innym. Tego doświadczenia nikt ci nie zabierze„.
Wykonawca 2
We wrześniu skontaktowaliśmy się z nowy wykonawcą, który wcześniej dał nam o 50% wyższą wycenę, ale chcieliśmy zrobić choć jeden prototyp przedprodukcyjny, by wiedzieć, czy da się stworzyć organizer bliski naszych marzeń. Nie napiszę Wam, ile kosztował, bo bloga czyta moja Mama i boję się o jej zdrowie, ale z pewnością to jeden z najdroższych kalendarzy świata :). Są osoby, które za taką kwotę żyją cały miesiąc. Ostatecznie okazało się, że balancy.calendar może wyglądać tak jak chcemy i po wielu wieczorach spędzonych na rozmowach, liczeniu kosztów, podjęliśmy decyzję. Działamy!
5. Produkcja
To ten etap, kiedy niewiele od Was zależy. Czekacie, aż wielkie paczki do Was przyjadą. Wraz ze zleceniem produkcji, postanowiliśmy powiadomić resztę świata o tym, że będzie produkt fizyczny, uruchomiliśmy sklep, rozpoczęliśmy przedsprzedaż. To był czas, kiedy zajmowaliśmy się marketingiem, zrobieniem zapasów bibułek i pudełek do pakowania, zamówieniem wizytówek, pieczątek i bilecików.
Kiedy już cały nakład do nas dotarł, nie obyło się bez „przygód”. Tłoczone logo nie wyglądało tak jak powinno i część kalendarzy wróciła do poprawki. Na szczęście nasz wykonawca jest bardzo rzetelny, nie robił problemów, a ja jestem w stanie mu zaufać, bo wiem jakie inne cuda od niego wychodzą.
6. Sesje zdjęciowe, opakowania, ceny, regulaminy, księgowość i uruchomienie sklepu internetowego
Tworząc produkt fizyczny nie można zapomnieć o całej oprawie i rzeczach, które są mniej fascynujące, a bez nich się nie obędzie. Najprzyjemniejsza, to sesja zdjęciowa. Naszą, której efekty widzicie w tym wpisie, robiła Agnieszka Werecha TiAmoFoto. Oprócz sesji w międzyczasie robiłam zdjęcia na stronę sklepu czy na Instagram. Mając już kilka prototypów szukaliśmy też idealnego sposobu pakowania, takiego, który będzie i ładny, i bezpieczny. Do tego przygotowania do uruchomienia sklepu internetowego, regulaminy (tutaj polecamy Wojtka Wawrzaka z bloga PraKreacja) i ustalenie ostatecznej ceny. To był dla mnie najtrudniejszy etap prac, bo trzeba było uwzględnić wszystkich koszty, podatki oraz miesięczną kwotę funkcjonowania sklepu przy jednocześnie najniższej możliwej cenie.
O tych wszystkich aspektach nie będę już dziś pisać szczegółowo, bo tekst wyszedł i tak mega długi. Jeśli chcielibyście się dowiedzieć jak to u nas wyglądało, dajcie znać, który aspekt szczególnie Was interesuje.
Na koniec tak w skrócie, na co trzeba być gotowym:
- jeśli coś może pójść nie tak, to napewno pójdzie
- na wszystko zawieraj pisemne umowy
- minimalizuj koszty wokół produktu, bo dopóki nie zaczniesz sprzedawać, to nie masz pewności, że ktoś ten produkt kupi, ale nie oszczędzaj na samym produkcie, bo może się to odbić na jakości
- jeśli planujesz start na lipiec, to wystartujesz w listopadzie
- musisz się pogodzić z tym, że gotowy produkt może nie spełniać 100% Twoich oczekiwań, ale tylko Ty będziesz o tym wiedzieć 😉
Uff, no to chyba tyle, choć i tak mogłabym opowiadać więcej i bardzo szczegółowo. Jeśli macie jakieś pytania, śmiało zadawajcie je w komentarzach, postaram się na wszystkie odpowiedzieć. I dajcie koniecznie znać, czy chcielibyście więcej takich wpisów zza kulis i czego powinny dotyczyć :).
A przy okazji bardzo dziękuję Wam za wsparcie w trudnych momentach, bo bez Was balancy.calendar nigdy by nie powstał ❤️.
Witaj. Po przeczytaniu nasuwa mi się pytanie z czego wynikały takie problemy z logiem i kolejnością stron?
Czy miałaś jakiegoś grafika, który składał Ci tekst do druku?
Czytam, że miałaś problemy z drukarnia. Jaki miałaś termin na realizację zamówienia. I w końcu ile kosztował cie ten wspomniany prototyp.
Pozdrawiam
Logo jest tłoczone a tłoczone nie było, na dodatek było na brzegach postrzępione, co wyglądało fatalnie. Kolejność stron, kartki pomieszały się podczas składu, czyli niedopatrzenie po stronie wykonawcy. To jest podstawa, nie wyobrażam sobie, że takie coś ma miejsce, np. w przypadku książki, gdzie każda strona to coś innego.
Grafik, który składał całość do druku, to mój mąż.
Ostateczny termin realizacji to miesiąc, ale w przypadku pierwszej drukarni był krótszy, bo to nie był sezon na druki.
A ceny prototypu nie zdradzę, moja mama czyta też komentarze 😉
Faktycznie mąż grafik to skarb, bo jeszcze pewnie byś się z grafikiem musiała namęczyć. Z drukarniami też miałam na etapie zbierania ofert ciężkie przeprawy, bo moje małe zamówienie na książkę dla większości nie było zbyt atrakcyjne. Ale trafiłam na fajną drukarnię, w której wszystkie moje dziwne pomysły spełnili i małe nakłady im niestraszne 🙂
Agnieszko, koniecznie musimy pogadać przy najbliższej okazji o Twoim wykonawcy 🙂 Pozdrawiam!
Wytrwałość w poszukiwaniu wykonawcy przynosi w końcu efekty 🙂
Agnieszko, polecisz drukarnię? 🙂
Ja drukowałam w drukarni Lasertext w Łodzi – mogę polecić z całą pewnością 🙂
Dziękować Agnieszko 🙂
Prowadzę agencję kreatywną i często zamawiamy pliki do druku dla klientów. Firma działa od prawie 4 lat, a do tej pory nie udało mi się znaleźć wykonawcy, który potrafi zrealizować naszą wizję projektową w 100%. Muszę przyznać, że jestem tym wręcz zafascynowana ale jak w końcu znajdę to nie wypuszczę. Gratuluję Ci Ania wytrwałości 🙂
Psss Super artykuł. Sama zbieram się myślą za produkt fizyczny więc każde takie case study jest dla mnie na wagę złota?
To mnie trochę pocieszyłaś z tym wykonawcą 😀 Ale i tak chodzi za mną nauczenie się tych wszystkich technicznych rzeczy, bo niejednokrotnie miałam wrażenie, że robiąc te kalendarze sama w nocy, szybciej bym je wykonała niż zajęło mi znalezienie wykonawcy 🙂
Aniu, świetny wpis! Bardzo przydatny. Ja od siebie dodam, że kalendarz jest świetny i dla mnie maksymalnie się sprawdza. Świetnie mi się w nim planuje i nawet jak mam tydzień, że go nie wpisuję, to nic nie szkodzi – bo przecież samemu wpisujesz sobie datę <3 Jest cudowny! Najlepszy, jaki do tej pory miałam.
Marta, dziękuję bardzo! :*
Aniu, wow, ale fajnie zebrałas tyle wartościowych porad. Przypuszczam, że niejednemu oszczędzisz kosztownych błędów. Pozdrawiam serdecznie Beata
Długą drogę przebyliście, ale zdecydowanie było warto! A naszą sesję często wspominam, kiedy kobiety pytają mnie o inspiracje 🙂
❤️
Bardzo przydatny post. Chętnie poczytam więcej za kulisowych wpisów. Zwłaszcza interesuje mnie wszystko o czym wspomniałaś krótko w punkcie 6 czyli kwestie mniej przyjemne ale jak najbardziej konieczne a więc kwestie związane z uruchomieniem sklepu internetowego, podatkami, księgowością itp. Pozdrawiam 🙂
Chciałabym chociaż raz w miesiącu poruszać takie tematy, więc ten będzie następny w kolejce 😉
Ja dokładnie tak samo 🙂 Interesuje mnie kwestia sklepu internenetowego i wszystkich procedur z tym związanych
Aniu a myślałaś, żeby zrobić taki case study jak robi Michał Szafrański z liczbami, danymi? Wiem, że nie wszyscy chcą być tak bardzo transparentni, ale tego typu wpisy myślę, że są absolutnie nieocenione w pomocy innym „soloprzedsiębiorcom” ruszającym ze swoimi projektami.
Gratuluję Wam wspólnego sukcesu. Czekam już na swój egzemplarz 🙂
Kamilo, dziękuję! Trochę myślałam o case study, natomiast pisanie w takich tematach biznesowych jest też dla mnie nowością, więc na razie oswajam się z taką formą jak w tym wpisie 🙂
Przy wyborze wykonawcy nie ma co oszczędzać – jeśli my oszczędzimy na nim to on na nas. W waszej sytuacji najlepiej pojsc do empiku lub na targi papiernicze i podejrzeć kto wydrukował produkty, ktore wam sie podobaja. Stawialabym na duze profesjonalne drukarnie lub zaklady wspolpracujace z designerami lub np. galeriami. Niestety masz racje ze w 99% drukarnia zwali na was lub na maszyne, dlatego lepiej nie wspolpracowac z firmami ktore obiecuja duzo i tanio. Polecam tez wizyte na produkcji. Mnie zdarzalo sie jezdzic 50 km zeby obejrzec kolory, na nasza prosbe drukarz w trakcie zawsze moze cos podciagnac i uratowac. Powodzenia!
Uwierz, że w naszym wypadku robiliśmy 120 km właśnie do profesjonalnego zakładu poligraficznego, który przewala multum form i zleceń takiego rodzaju. Niezliczone ilości konsultacji, próbek papierów itd mamy za sobą, a i tak nie dało się uniknąć słabej jakości i zwyczajnego oszustwa. Tym razem okazało się, że mała manufaktura i ręczna robota dają nie tylko świetne wykonanie, ale i dużą odpowiedzialność.
Czytam w Internecie sporo rzeczy, ale do tej pory nie spotkałam się z tak szczegółowymi danymi powstawania produktu i zakładania sklepu internetowego.Czekam na dalsze wpisy!
Kalendarz jest piękny, warto było ? Podoba mi się Twoje wyczucie stylu, mamy podobne gusta. Tak jak ja jesteś młodą mamą, w związku z tym mam do Ciebie trochę inne pytanie. Poszukuję albumu pierwszego roku życia dziecka z miejscem na własne zapiski, notatki, zdjęcia itp. Niestety, to, co znajduje w internecie, jest bardzo przaśne. Kolorowe, nieestetyczne. Nie wiem, czy sama kupowałaś taki album dla córeczki, ale może wpadło Ci coś w oko?
Ja dostałam taki album w prezencie, od osoby, która na co dzień mieszka w Anglii. Jest tej firmy https://busyb.co.uk i jest cudny, ale nie mam pojęcia czy mają jeszcze takie w ofercie i czy wysyłają do Polski.
Edit: Jest! To dokładnie ten i jest cudny 🙂 http://busyb.co.uk/store/products/baby-memories-books-and-gifts/baby-girl-journal.html
Tak, żeby legalnie sprzedawać w internecie, to musisz mieć założoną działalność i prowadzić firmę. A myślę, że księgowością i podatkami zajmę się w kolejnym wpisie z tej serii.
Ahhh, motywujący ten wpis! 🙂 Warto spełniać marzenia 🙂
Przeszliście przez wszystko to, co mnie przeraziło, kiedy myślałam o druku Dziennika Obserwacji Organizmu. Bardzo Was podziwiam i gratuluję sukcesu tego niemałego przedsięwzięcia :). Ja zrezygnowałam na etapie braku wsparcia ze strony potencjalnej drukarni. Tak jak mówiłaś – na 20 zapytań odpowiada tylko kilka drukarni, a w dodatku żadna nie potrafi nic doradzić, bardziej zaangażować się w projekt. Może to być kwestia właśnie tej (nie)opłacalności druku mniejszego nakładu.
Uwielbiam ten kalendarz, jest piękny i gdyby nie to, że używam od roku BuJo, to skradłby moje serce na długo! Bardzo przydatny wpis i też chętnie przeczytam więcej 😀
Świetnie, że dzielisz się z nami swoim doświadczeniem. Nie podoba mi się tylko, ze pisałaś, ze chcieliście wydać kalendarz nie dla zysku a dla idei. Ideą się nie wykarmicie 🙂 Niebałaganka to już marka, nie trzeba się wstydzić, że na niej zarabiasz. Na wszystko zapracowałaś. Brawo. Trzymam kciuki.
Dziękuję Ci bardzo! Ta idea była na samym początku, czyli w 2015 roku. Od tego czasu dużo się pozmieniało, także w mojej głowie. W międzyczasie postanowiłam, że blog będzie moją pracą, a nie tylko pasją, a pomysłów na rozwój mam mnóstwo 🙂
gratuluje szczerości…przeglądam regularnie 3 blogi podobne do Twoich plus Twój i wszędzie niestety powtórki z poprzednich…ale u Ciebie nie! I bardzo się cieszę ze na niego trafiłam. Zaglądam juz od 1,5 roku regularnie. Bardzo podoba mi się to, że napisalas szczerze jak to wygląda nie owijając w bawełnę i nie (hmm…jakby to ująć) zniechęcając konkurencji (?). Czekam na kolejny wpis! Pozdrawiam
Dziękuję bardzo! Co do zniechęcania konkurencji, to myślę, że przeczytanie/usłyszenie nawet najbardziej szczegółowych historii jak ktoś stworzył swój produkt i tak nie zastąpi przejścia samemu przez cały proces. A to, co może zniechęcić to właśnie on 🙂
Ja mam zupełnie odwrotne doświadczenia, ale dlatego, że dla wielomilionowych nakładów, na które robiłam przetargi w starej pracy każdy był chętny 😉
Teraz mam teorię drukarską na kursie graficznym, przydatna sprawa.
Rewelacyjny wpis Aniu! Dopiero na niego trafiłam. Sama próbuję swoich sił w tworzeniu papierniczych produktów i współpraca z drukarniami to dla mnie jakaś zmora. To jest ten moment kiedy walczy się z wiatrakami. Ale ciśniemy dalej 🙂 Z chęcią bym się dowiedziała na temat Twojego drukarskiego dokształcania, bo również je planuje, a nie chce iść na 3 letnie studia z grafiki 🙂 Narazie znalazłam coś takiego, na co się niedługo zapiszę – https://eduweb.pl/kursy/grafika/projektowanie-graficzne-od-podstaw.html Pozdrawiam cieplutko, Magda
Tez mnie ciekawia kwestie z ksiegowoscia, podatkami, czy taki sklep funkcjonuje jako firma?