4 lata temu pisałam Wam o moim kosmetycznym minimalizmie – co daje i jak go utrzymać. Przez ten cały czas niezmiennie uważałam, że to co mi służy, to mniej kosmetyków, bo wtedy moja skóra na to lepiej reagowała. Ostatnio jednak wiele w tej kwestii się zmieniło, dlatego pomyślałam, że podzielę się z Wami jak to u mnie wygląda teraz i czy uważam tamto podejście za właściwe.
Sekrety urody Koreanek – elementarz pielęgnacji
Czyli książka, od której zaczął się u mnie cały proces zmian. Od zawsze miałam problemy z cerą, mam za sobą leczenie u kilku dermatologów i endykrynologów, przetestowane różne sposoby i kosmetyki. Niezależnie od wszystkiego trądzik wracał. Nie sprawdza się u mnie twierdzenie, że w ciąży jest piękna cera albo jak urodzisz dziecko, to wszystko minie. Co więcej, po leczeniu, które dało długotrwałe efekty, pierwszym objawem ciąży był właśnie powrót problemów z cerą. Ale to, co przez długi czas działało najlepiej, to ograniczenie kosmetyków.
Po książkę sięgnęłam z ciekawości, poleca ją bardzo wiele osób, a ja chciałam wiedzieć, czy dzięki niej poznam jakieś magiczne sposoby na piękną cerę. I o dziwo, poznałam, choć magiczne, to one raczej nie są. To, co jednak się zadziało, jest dla mnie pewnego rodzaju magią. Bo nie pamiętam, kiedy miałam skórę w tak dobrym stanie.
Minimalizm w kosmetyczce – zasady, które zmieniłam
Tych zmian w zasadach, którymi się kieruję jest wiele. Praktycznie żadna z poprzednich już nie obowiązuje, bo dowiedziałam się, że jeśli chodzi o pielęgnację skóry, to niemal wszystko robię źle. Nie chodzi mi o to, że w ogóle o nią nie dbałam, bo to byłoby dalekie od prawdy. Ale kupowanie kosmetyków do danego typu cery czy trzymanie się ulubieńców i brak zainteresowania kosmetycznymi nowościami, okazały się dużym błędem. Za tą zmianą poszła kolejna, czy zmieniona pielęgnacja włosów. Tu jeszcze za wcześnie, by mówić o długotrwałych efektach, ale po dwóch tygodniach zmian, widzę, że to też dobry krok.
1. Używam różnych kosmetyków naprzemiennie
Kiedyś było tak, że miałam tylko jeden kosmetyk odpowiadający danej funkcji. Dziś mam ich więcej, np. 3 różne szampony do włosów, 2 żele do mycia twarzy i używam naprzemiennie. Różnorodność, to coś co mojej skórze zdecydowanie służy.
2. Robię zapasy
Zawsze miałam takie podejście, że promocja nie jest powodem, dla którego robię zapasy. To się specjalnie nie zmieniło, ale jak wiem, że tylko w tej drogerii dostanę mój ulubiony szampon z czarnej rzepy, to od razu biorę 3 sztuki . Kiedyś wydawało mi się, że pudełka subskrypcyjne z kosmetyczną niespodzianką, to głupi pomysł, szczególnie, że przecież trafiamy kosmetyki niedopasowane do naszych potrzeb, a teraz korzystam i jestem zachwycona. Trochę zwalnia mnie to z myślenia o tym po co sięgnąć, ale jeszcze nie trafiłam na coś, co by mi się zupełnie nie przydało. Część z nich czeka w szafce jako zapas.
3. Zmieniam ulubieńców
Do tej pory, gdy znalazłam kosmetyk, który mi pasował, używałam go dopóki nie wycofali go ze sprzedaży. A to był olbrzymi błąd. Nasza skóra przyzwyczaja się do używanych kosmetyków, dlatego powinniśmy je regularnie wymieniać na inne czy stosować naprzemiennie. Dla mnie to duża lekcja, ale przekonałam się, że to naprawdę działa.
Ciągle mam listę z kosmetykami, które mi się sprawdziły i do których mogę wrócić, jednak nie jestem do niej uwiązana.
4. Nowe niekoniecznie przemyślane
Nie jest tak, że kupuję kosmetyki w ciemno, ale nie spędzam długich godzin na szukaniu opinii (wyjątkiem jest kolorówka). Dzięki temu, że ogólnie więcej ich używam, to mam też większą świadomość, której marki kosmetyki wybrać. I dużo rzadziej trafiam na kosmetyczne buble.
Najważniejsza zasadą, którą stosuję, by nie mieć za dużo
Czy to znaczy, że teraz kosmetyki się u mnie wysypują? Nie! Ciągle chcę mieć w tym względzie tyle, ile potrzebuję. A najważniejsza zasada, która mi przyświeca to regularnie zużywać. Dotyczy to zarówno pielęgnacji cery, włosów i ciała, ale też kolorówki. W tej ostatniej kwestii ciągle mam najmniej, ale też przestałam się upierać przy moich ulubieńcach. Szukam, zmieniam i stosuję naprzemiennie.
Jakie widzę minusy?
Ilość plastikowych opakowań. Jeszcze zanim wprowadziłam koreańską pielęgnację, ilość plastiku z samej łazienki mnie przerażała. I o ile, np. przy szamponach, w dłuższej perspektywie ilość zużytych opakowań będzie taka sama, a nawet mniejsza, bo rzadziej muszę myć włosy, to już dodatkowe kosmetyki do twarzy sprawiają, że jednak tych zużytych opakowań jest więcej. A niestety nie wszystko można kupić w szkle albo oddać do ponownego wykorzystania. Kosmetyki 3w1 czy kostki myjące u mnie się nie sprawdzają. I tak nawiązując do ostatniego wpisu o byciu bardziej eko, jestem ciekawa czy może tutaj macie jakieś wskazówki?
Nie powiem Wam, że nie opłaca się być kosmetyczną minimalistką, bo wszystko trzeba dopasować do potrzeb swojej skóry i swoich oczekiwań. A gdy coś nie działa, szukać innej drogi. Otworzyć się na nowe rzeczy. Ale na pewno warto zajrzeć do Sekretów urody Koreanek, bo być może dołożenie tylko jednego etapu pielęgnacji, będzie tą kluczową zmianą.
Co ważne – gdy czytałam książkę myślałam, że 10 etapów, to coś na co nie mam czasu. Ale tak naprawdę odkąd je stosuję, to pielęgnacja jest dla mnie przyjemnością. Kiedyś to był obowiązek, dziś chwila dla mnie. I zupełnie nie odczułam, że zajmuje mi więcej czasu, bo nie zajmuje (no dobra, w masce w płachcie nie mogę zrobić nic innego niż leżeć przed 20 minut z zamkniętymi oczami, więc ta pielęgnacja ukradła mi 20 minut w tygodniu :D).
A jak jest u Was? Minimalizm, dużo zapasów czy dokładnie tyle, ile regularnie zużywacie? Jeśli możecie polecić warte uwagi książki dotyczące pielęgnacji, to koniecznie dajcie znać!
Nie czytałam książki Sekrety urody Koreanek, ale za to czytałam (i polecam) książkę Barbary Kwiatkowskiej „Skóra. Azjatycka pielęgnacja po polsku). Na książkę natrafiłam przypadkiem w …Biedronce i faktycznie zmiana pielęgnacji. Uważniejsze przyjrzenie się składom kosmetyków sprawia, ze cera nam za to podziękuje. Przy problemach z cerą ( niestety też mam odwieczny problem z cerą 🙁 ) pomaga mi bardzo kuracja kwasami.
Jeśli widzę promocję na kosmetyki które wiem, że i tak je zużyje to kupuję np. odzywki do włosów (ale różne rodzaje 😉 ) a różnice w cenie, którą zaoszczędziłam wrzucam do puszki, do której zbieramy pieniądze na wycieczki/podróże 🙂
Udaje mi się ograniczyć część plastikowych opakowań w łazience, dzięki temu, że np. masło albo mus do ciała mogę kupić w sklepie z naturalnymi kosmetykami na wagę do szklanego pojemniczka. Tak samo cudowne masełko pod oczy pachnące zielona herbatą. Niestety minus jest taki, ze trzeba szybko te kosmetyki zużywać bo mają krótkie daty przydatności. Nie mniej jednak masełkiem pod oczy można się podzielić i część oddać np. mamie 🙂
Muszę sięgnąć po tą książkę, bo wiele osób ją poleca. Ja przez długi czas używałam kremów z kwasami i skóra się do nich przyzwyczaiła bardzo. Odstawiłam je na ponad rok i wróciłam jesienią i widziałam, że działa! Teraz nie mogę używać ze względu na ciążę, ale mam zamiar wrócić do nich zimą 🙂
A tym kupowaniem kosmetyków na wagę mega sprawa! Muszę się bliżej przyjrzeć czy nie mam takiego w najbliższej okolicy 🙂
Moja kosmetyczka jest bardzo.. minimalna 😀 Na codzień używam ich bardzo mało, nie przywiązuje się raczej do żadnych, wiec czesto zmieniam swoich ulubieńców. I zdecydowanie robię zapasy, ale w zdrowych ilościach 🙂
Najlepszą receptą na ładną cerę są kosmetyki naturalne. Ja zmagałam się z olbrzymim trądzikiem, tak jak Ty odwiedzałam licznych lekarzy, efektu nie było. Kiedy wyszła przytoczona przez Ciebie książka zaczęłam stosować się do jej rad. Początkowo była poprawa, po pół roku trądzik zaczął być kosmiczny, a naczynka miały odcień purpury. Mam cerę raczej normalną, a wiek nastoletni już za sobą. Dopiero, kiedy zaczęłam stosować kosmetyki bez zbędnych składników (łącznie z kolorówką), wszystkie problemy poznikały i nie ma nawrotów 🙂 bardzo polecam szczególnie mycie twarzy białą glinką!
U mnie podobnie, z tym że nie miałam mega trądziku, ale ciągle zanieczyszczoną cerę i niespodzianki na twarzy. Odkąd wyrzuciłam praktycznie wszystkie drogeryjne kremy, pianki, toniki, płyny micelarne itp itd i zamieniłam je na naturalne kosmetyki – widzę znaczną poprawę w wyglądzie cery i czuję się też dużo lepiej sama ze sobą 🙂
Miałam „fazę” na naturalne kosmetyki, zarówno do pielęgnacji jak i do makijażu i był czas, że używałam tylko takich. Dużej zmiany w poprawie cery nie było, niestety. Dziś stosuję i naturalne, i nienaturalne, choć jeśli tylko mogę wybieram te z dobrym składem. Na dziś czuję, że to jest dobry kierunek :).
To dzięki Tobie sięgnęłam po tę książkę i teraz również stosuję sposoby Koreanek. Jeszcze trochę i dojdę do 10 kroków. Cera faktycznie mi się poprawiła i jestem bardzo zadowolona. Sama książka jest ok. Rozczarowało mnie trochę, że znalazł się w niej przewodnik turystyczny po Seulu (nie tylko po jego sklepach kosmetycznych) a nie znalazłam w niej informacji, czy po użyciu płatków złuszczających mam przemyć twarz wodą czy bezpośrednio zastosować kolejny krok. Zgadzam się z tym, że skóra lubi zmianę i generalnie nie trzymam się już jednego produktu. Paradoksalnie, odkąd stosuję metodę Koreanek na kosmetyki wydaję dużo mniej bo moje zakupy są dużo bardziej przemyślane, kupuję tylko to co jest niezbędne i co używam.
O! Bardzo się cieszę, że też jesteś zadowolona 🙂
Ja używam do zużycia i wtedy sięgam po zapas. Obecnie trwające promocje w rossmannie sprawiają, że mogę więcej przetestować bo łatwiej kupić droższy kosmetyk jeśli można dołożyć trzy w podobnej cenie a w sumie zapłacić za dwa. Jestem kosmetycznym skompiradłem i kupuję je bo muszę, nie mam z tego przyjemności i nie robię wystawek, nie stawiam w łazience po to żeby się pochwalić. Nie lubię mieć dwóch kremów jednocześnie, albo balsamów. Wtedy nigdy nie wiem, który danego dnia użyć. Z żelami pod prysznic jest tak samo. Żeby uprościć sobie życie mam jeden a reszta leży schowana. Mam swoje nawyki ale też mam ładną cerę i myślę, że to mi się sprawdza więc niczego nie zmieniam.
Z jakiego boxu subskrypcyjnego korzystasz Aniu?
Twój komentarz opisuje mnie sprzed lat :D. Ale najważniejsze, że Twojej cerze to służy :). Korzystam z beGlossy, ale jeśli jesteś zadowolona z obecnego systemu, to może okazać się, że poczujesz się trochę przytłoczona ilością kosmetyków ;).
Obecnie mam więcej kosmetyków niż jeszcze jakieś 4-5 lat temu. Jednak za wyjątkiem żelu do mycia twarzy, kremu pod oczy, płynu micelarnego i podkładu, nie jestem wierna żadnej marce. Jedyna zasada jaką stosuję, to zużyć kosmetyki do końca – nie potrzebuję 10 różnych balsamów do ciała, jak zużyję jeden kupię sobie nowy, inny 🙂 Oczywiście nie dotyczy to kosmetyków, które mi nie pasują lub uczulają. Co do opakowań, niestety plastik króluje. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, które z moich kosmetyków mają szklane opakowanie 🙂
U mnie też chyba przeprowadzka na wieś spowodowała, że wolę mieć zapas, ale w postaci jednego opakowania niż 10 :).
Kosmetyki robię sobie sama. Jest taniej, zdrowiej, bardziej eko, no i jeśli coś nie służy to raczej nie żal wyrzucić, bo kremu kręcę sobie zazwyczaj 15-20 ml, szamponu, żelu pod prysznic czy toniku do twarzy (i kremu do ciała) nie więcej jak 100 ml. Widzę ogromną różnicę. No i fajne jest to, że jak oleju, mąki ziemniaczanej czy kwasku cytrynowego nie wykorzystam do babeczki do kąpieli to zużyje w kuchni 🙂
Podziwiam bardzo!
W naszych kosmetykach również panuje minimalizm. Zarówno u mnie, męża jak i Wiercipięty, choć moja droga ku temu była wyboista.
Faktycznie masz rację z tym plastikiem… ciekawe, że jeszcze żadna firma nie wpadła na szklane opakowania. Przynajmniej mnie nic nie wiadomo. Pewnie wtedy produkty byłyby droższe, ale wierzę, że jest wiele osób, które właśnie po takie produkty by sięgały właśnie z troski o środowisko.
Ja co prawda książek o pielęgnacji nie mam, ale wiele wyniosłam od Azjatyckiego Cukru 🙂
Np. Make me bio ma kremy w szklanych słoiczkach, ale już woda różana, którą uwielbiam jest w plastiku.
My staramy się utrzymywać w domu minimalizm w kosmetykach. Nie przepadam za tworzeniem swego rodzaju „wystawek” kosmetyków w łazience czy na toaletce. Nie przeszkadza nam to w używaniu kosmetyków naprzemiennie, ale w taki sposób że po zakończeniu opakowania zmieniam na inny model. Być może popełniam przy tym mnóstwo błędów pielęgnacyjnych, jednak staram się, żeby były to kosmetyki dobrej jakości, z bezpieczniejszym składem. Część kosmetyków przygotowuję własnoręcznie i przechowuję w szklanych słoiczkach. Niestety wymaga to każdorazowo znalezienia czasu i energii na przygotowanie takich specyfików. Udało mi się ograniczyć ilość plastikowych opakowań odkąd zaopatruję się w mydełka pakowane w papierowe kartoniki zamiast kolejnego opakowania żelu pod prysznic. Ale przyznaję rację, że bardzo trudno jest ograniczyć plastikowe opakowania. Mimo to nie poddawajmy się 🙂
Ja też nie jestem za „wystawkami”, generalnie co mogę to chowam :). A robienie kosmetyków bardzo podziwiam! 🙂
Cześć,
Ja o tej książce juz tyle słyszałam, a dalej nie wiem co jest w środku.
Ja staram się mieć zasadę, że mam każdy kosmetyk w dwóch opakowaniach. Jedno które używam i drugie na zapas, gdy pierwsze się skończy. I nigdy nie kupuję więcej 🙂
Pozdrawiam ,
Kasia
W książce jest opis 10 elementowej pielęgnacji i wyjaśnienie, dlaczego tak. Pozwala zrozumieć jak czego potrzebuje skóra, według mnie po prostu warto przeczytać :).
Mam w planach przeczytanie tej książki – dużo opowiadała mi o niej przyjaciółka i podpowiedziała kilka trików, dzięki którym moja cera również wygląda lepiej. Kiedyś nie przyszłoby mi do głowy, żeby zaczynać mycie twarzy od oleju. 🙂 Moja cera również jest problematyczna i to mimo tego, że dawno już nie jestem w liceum. Żonglowanie kosmetykami u mnie również się sprawdza – staram się ją obserwować i dostarczać jej tego, czego wydaje się w tej chwili potrzebować.
Książkę polecam bardzo, zarażam nią kogo mogę! 🙂