Książeczka Minimalisty trafiła do mnie już dawno temu. Przeczytałam ją w jeden wieczór z wielką ciekawością i odkryłam, że mam w sobie więcej z minimalistki niż myślałam. A po lekturze zapragnęłam wprowadzić kolejne zmiany.
W książce znajdziemy same konkrety, zbiór porad i doświadczeń związanych z wprowadzaniem minimalizmu we wszystkie sfery życia. Począwszy od organizacji dnia i domu, po jedzenie i fitness. Wszystko po to, „by zrobić miejsce na spokój, wolność i lekkość” i zyskać czas na przyjemności.
Książeczka minimalisty. Prosty przewodnik szczęśliwego człowieka
Jak to z poradnikami tego typu bywa, tutaj też znajdziemy fragmenty, które mogą wywołać nasz wewnętrzny sprzeciw. Ogolenie się na łyso, zrezygnowanie z drukowanych zdjęć, czytanie wyłącznie w formie elektronicznej, czy pozbycie się dekoracji z domu, wzbudza mój sprzeciw. Nie umiałabym i nie chcę z tego wszystkiego rezygnować.
Ale jeśli podejdziemy do niej z dystansem, to można z Książeczki Minimalisty wyciągnąć wiele wskazówek, które pomogą nam zminimalizować ilość rzeczy w domu, tak byśmy mogli łatwiej i lepiej cieszyć się z codzienności. Kiedy po nią sięgałam nie wiedziałam do końca czego się spodziewać. Z jednej strony rzadko trafiam na książki dotyczące „poskromienia bałaganu”, które są mnie w stanie czymś zaskoczyć. Z drugiej wiele z nich jest na tyle radykalna, że w trakcie lektury mam ochotę rzucić je w kąt, bo przedstawiają jedyną słuszną drogę. Tutaj sam autor często podkreśla, że jest to droga, którą on wybrał i niekoniecznie musi być tą jedyną, a inni minimaliści wcale nie muszą się z nim zgadzać.
Jest jednak kilka rad, które pod wpływem lektury postanowiłam wprowadzić do swojego życia. Dziś chciałabym się nimi z Wami podzielić, bo stosuję je od kilku miesięcy i małymi krokami zmieniają moje życie na lepsze.
1. Uproszczenie planu dnia
Tutaj podstawą jest rezygnacja z zobowiązań, na które się zgodziłam a nie są dla mnie najcenniejsze. Nie jest to łatwe, ale bardzo pomogło w nauce odpuszczania i ustaleniu ważnych priorytetów. Leo Babauta radzi, by „na wszelkie prośby odpowiadać „już się robi” lub „nie”. „Niech będzie” nie wchodzi w grę”. Pozbywając się wszystkich zbędnych zobowiązań, mamy czas by swobodnie zająć się tym, co zawsze chcieliśmy robić. To samo dotyczy różnych spotkań. Jeśli mogę coś załatwić z domu, to wolę w taki sposób, bo spotkania zabierają masę czasu (chociażby przeznaczonego na dojazd).
2. Jeszcze bardziej minimalistyczny komputer
Ikon na pulpicie zawsze miałam mało, najczęściej był to sam kosz. Korzystam jednak z Docka, do którego przypięte miałam ulubione programy. Pod wpływem Książeczki… zostawiłam tylko te obowiązkowe i 4 z których korzystam wielokrotnie każdego dnia. Ciężko było mi w to uwierzyć, ale zdecydowanie poprawiło to mój komfort pracy i przestało rozpraszać. Przerzucenie się szybką i prostą możliwość wyszukiwania programów i plików sprawiło, że w ogóle nie odczuwam negatywnych skutków tej zmiany. Chcę też maksymalnie uprościć system katalogowania plików w folderach, bo zgubiła mnie zbyt duża szczegółowość. A od czego mamy wyszukiwanie?
3. Proste gotowanie
Nie przepadam za gotowaniem, ale to właśnie przygotowywanie prostych i nieskomplikowanych potraw zaczyna sprawiać mi przyjemność. Między innymi dzięki tej książce zaczęłam zwracać uwagę, by potrawy, który jem były jak najmniej przetworzone. A nad polubieniem gotowania ciągle pracuję i myślę, że jestem na dobrej drodze.
4. Odkładanie zakupów na później
Staram się by moje zakupy były dobrze przemyślane, a czas między „chcę to mieć” a „kupuję” to zawsze było co najmniej kilka dni, jeśli nie tygodni. Leo Babauta radzi by wprowadzić 30 dniową listę zakupów i dopiero po upływie tego terminu daną rzecz zakupić, jeśli ciągle jej potrzebujemy. Zrobiłam sobie taką listę, którą ciągle aktualizuję i większość rzeczy przestaje mi być potrzebna po tych 30 dniach. Jeśli chcecie ograniczyć swoje zakupy, to bardzo polecam Wam ten sposób.
5. Minimalistyczne podróżowanie
Często pakujemy za dużo, a połowy rzeczy nawet nie wyjmujemy z walizki. Sama skupiałam się na trikach pomocnych w pakowaniu niż ograniczeniu przedmiotów i ubrań, które ze sobą zabierałam. Po przeczytaniu Książeczki… zwracam na to większą uwagę i pakowanie tylko tego, co naprawdę niezbędne wychodzi mi coraz lepiej. Minimalistyczne podróżowanie to oprócz lekkiego bagażu, także luźne nastawienia i luźny plan. Nad tym też pracuję.
Książeczka… dla mnie ma niepowtarzalną zaletę jaką jest zmotywowanie do zmian. Czasem potrzeba zewnętrznego bodźca, nawet do małych porządków i ona go daje, jednocześnie nie pozostawia wrażenia, że albo ta droga, albo żadna inna. Myślę też, że wielu osobom mogą przydać się rozdziały poświęcone prostemu życiu z dziećmi i nieminimalistycznym bliskim.
Czytaliście Książeczkę Minimalisty? Jestem ciekawa Waszych opinii na jej temat i tego co myślicie o tych małych zmianach. Dziś jak na nie patrzę, to brzmią banalnie, ale najczęściej to właśnie proste rozwiązania powodują najlepsze zmiany. Okazuje się, że można jeszcze prościej 🙂
Nie miałam styczności z tą książką, niemniej jednak zapowiada się ciekawie (hasło „psychologia” ma magiczną moc przyciągania 😛 ).
Ląduje w wish liście 🙂
Punkt nr 4 najbardziej mi się spodobał. Muszę wprowadzić go w życie, bo coraz częściej kupuję rzeczy, które potem leżą w szafie.
Polecam ten sposób, bo naprawdę działa.
Czytałam i dała mi solidnego kopa do porządków. Wprawdzie Leo jest skrajnym minimalistą, ale pokazuje tyle sposób, dróg wyboru, pomysłów na organizację, że aż się chce coś zmienić w swoim życiu i dla mnie było to ograniczenie posiadanych w domu przedmiotów, zwłaszcza usunięcie prawie wszystkich bibelotów kurzołapek i ograniczenie kupowania książek, bo to był mój nałóg:)
Super post 🙂 Koniecznie muszę przeczytać 🙂
Zaciekawiłaś mnie tą propozycją, ale już teraz wiem, że i ja nie wszystko bym była w stanie zmienić. Myślę, że też mam sporo z minimalistki i chętnie dopisuję książkę do listy książek do przeczytania 🙂
Cieszę się 🙂 We wszystkim trzeba znaleźć złoty środek, a wprowadzenie odrobiny minimalizmu do kilku sfer życia, to już dobra zmiana.
Kupiłam tę książkę jako ebooka i pierwsze, co mnie zdziwiło, to jak bardzo krótka jest ta książka. W sumie liczyłam na nieco więcej treści, ale i to co dostaliśmy było warte uwagi.
Mnie też wkurza czasem maksymalnie skrajne podejście. A z drugiej strony, takie sytuacje kiedy coś budzi w nas mocny sprzeciw, też są cennym źródłem wiedzy. Trafiając na coś, z czym się nie zgadzamy, przy okazji możemy dowiedzieć się, co jest dla nas ważne, a z czego niekoniecznie na co dzień zdajemy sobie sprawę 🙂 Mi na przykład zupełnie nie przypadł do gustu proponowany system porządków elektronicznych. Pusty pulpit – tak, ale stosując system pana Babauty zamęczyłabym się na amen 🙂
Z podziałem kategorii też do mnie nie trafia, ale dało mi to sporo do myślenia, jeśli chodzi o szczegółowość. Bo mam z tym problem i wszystko wrzucałabym w foldery, bo inaczej widzę bałagan. A z drugiej strony jeśli mam coś znaleźć to otwieranie tych wszystkich folderów zabiera mi dużo czasu. Szybciej byłoby mieć jeden i korzystać z wyszukiwania. A nie mogę się na to przestawić ani na odrobinę większe uproszczenie 🙂
Co do skrajność to masz rację, można się przy tym dużo nauczyć o sobie. Ale chyba żadna książka mnie tak nie zbulwersowała jak Sztuka sprzątania. Choć wielu osobom pomogła, a do mnie zupełnie nie trafia, choć metody i porady są całkiem słuszne.
Jeśli chodzi o proste gotowanie – polecam zupy kremy. Zdrowe, proste, tanie i pyszne! Najlepsze jest to, że do przygotowania większości takich kremów nie potrzeba nawet szukać przepisu. Najprostsze połączenia: pomidory + czosnek + cebula + bazylia = krem pomidorowy, cebula + por + ziemniak = krem z pora, brokuł + cebulka + czosnek = zupa brokułowa. Wystarczy blender i odrobina wyobraźni 😉
Krem/chłodnik pomidorowy uwielbiam i cieszę się, że w końcu będę mogła się go porządnie najeść 🙂 A resztę Twoich propozycji wypróbuję. Bardzo lubię zupy, ale jeśli chodzi o gotowanie to kreatywność często mnie opuszcza 😉
Ja też uwielbiam kremy! To są dania, które same się robią. Dziś mam właśnie krem z białych szparagów. Innym daniem w pięć minut jest makaron z pesto domowej roboty, które można zrobić z każdych liści jakie są pod ręką. W ogóle blender to absolutna podstawa w kuchni:)
Co to pakowania to jest to dla mnie katorga. Zawsze, ale to zawsze zapakuję za dużo, a potem tacham ta walizę do auta, albo ciągnę za sobą na pociąg. Tak naprawdę wystarczyło by naprawdę niewiele. Czas się przy następnym pakowaniu zastanowić!
Czytałam i staram się wdrażać: 1. minimalistyczne pakowanie, 2. 30-dniową listę zakupów, 3. ograniczenie zobowiązań, 4. minimalistyczne gotowanie mam opanowane od dawna 🙂
Ja miałam problem z kupowaniem w Internecie, często robiłam to pod wpływem przeczytania jakiegoś posta itd. Teraz robię dwie rzeczy, po pierwsze gdy mam ochotę kupić cos przez net nie robię tego już, tylko dodaje do zakładek. Zwykle o tym zapominam co oznacza, ze wcale tego nie potrzebuje. Robię listę rzeczy które powinnam kupić, np. kosmetyków i ubrań i czytam ja co jakiś czas skreślając i dopisując, a na zakupach staram się trzymać potrzeb określonych właśnie w taki sposób.
niewiele przecież potrzeba do szczęścia :))
Pracuję nad ograniczeniem posiadania od dość dawna, jednak nawyk przechowywania „przydasi” jest silny. Wydaje mi się, że to wychowanie w czasach, kiedy niczego nie było procentuje. Nawet jesli sama nie bardzo to pamietam, to moi rodzice owszem, dlatego ich polisa to niewyrzucanie niczego 😉
Myślę, że masz sporo racji w tym, że potrzeba zostawiania rzeczy „bo się przyda” jest efektem wychowania w czasach, kiedy niczego nie było. I tego samego uczą nas rodzice, w końcu to od nich czerpiemy pierwsze wzorce. Dobrze jednak, że pomału się to podejście zmienia i coraz więcej osób stawia jakość ponad ilość.
U mnie działa jeszcze jedna rzecz. To że nie używam czegoś (zwykle jakiegoś gadżetu kuchennego, ale nie tylko) przez rok, wcale nie znaczy, że go nie zacznę nagle pilnie potrzebować i będę używać regularnie przez kolejny rok. Miałam tak wielokrotnie 🙂
Ja np. zostawiam foremki do świątecznych pierników, mimo że ostatnio ich nie piekłam. Ale wiem, że za jakiś czas mogą się przydać 🙂
Poza tym jednak spora część kuchenny gadżetów jest mi totalnie zbędna, np. łyżka do makaronu. I wiele tego typu rzeczy mi się podoba, a ostatecznie rezygnuję z zakupu, bo bez nich też sobie radzę.
Ja często też tak mam, nie używam czegoś długo, w końcu decyduję się wyrzucić i nagle okazuje się, że właśnie teraz to mi się by idealnie przydało. I weź tu człowieku ogranicz rzeczy… 🙂
Nigdy nie pomyslałabym o wpływie minimalizmu na pulpicie na komfort pracy. Po prawdzie od lat suma ikon u mnie na pulpicie to zero – nie lubię jak mi coś tapetę zasłania. Kiedyś miałam dodatkowy pasek skrótów do napotrzebniejszych folderów, teraz mam przypięte dwie rzeczy do paska start i biblioteki skonfigurowane tak, aby do w 2-3 kliknięciach dotrzeć do najcześciej potrzebnych rzeczy. Jednak do dziś raczej traktowałam to jako przejaw własnego lenistwa 😉 A tu proszę, mogę sobie takie upodobania podeprzeć czyms innym.
Zainteresuję się tą książką, tylko jeny, stosik mi zaczyna rosnąć ;/
Z tym pakowaniem to ciągle mam problem. Zwłaszcza jeśli jadę gdzieś w Polskę i zwłaszcza z dzieckiem. Mimo, że mam dużo rzeczy to zawsze mi czegoś zbraknie. Chyba chodzi o pogodę, nigdy nie możemy przewidzieć czy będzie 5 dni ciepła czy 5 dni deszczu, nawet sprawdzając pogodę. W konsekwencji trzeba brać wszystkiego po 5 kompletów 😉
My sporo podróżujemy na dość długich dystansach i jeśli chodzi o dziecko to mam dwie zasady. Tak dobierać ciuchy żeby można było ubrać na cebulkę i nie brać dużo w razie czego dokupić. Mnie minimalizmu w podróżowaniu nauczyło targanie dobytku na plecach 🙂 Przy czym to nie ciuchy sa problemem, ale kosmetyki, apteczka i „pierdoły” typu ładowarki, zasilacze, obiektywy, grzałka turystyczna (nie ruszam się bez niej ;)etc, to zawsze waży najwięcej.
Swoją drogą, chętnie bym coś przeczytała o minimalizmie dla rodziców 🙂
Leo właśnie radzi, że wiele rzeczy można kupić na miejscu. Co do kosmetyków to się z tym absolutnie zgadzam, teraz Rossmann jest w każdym mieście, więc nawet miniaturek nie trzeba ze sobą wozić. Takie błędy robiłam na początku studiowania i wielką kosmetyczkę ze sobą woziłam plus jeszcze środki czystości, a mogłam to po prostu dokupić na miejscu. Duże sprzęty niestety zabierają sporo miejsca, dlatego my np. zdecydowaliśmy się zmienić lustrzankę na mały aparat, wozimy tylko jedną ładowarkę do komputera i telefonu, wszystko po to by zminimalizować ilość rzeczy.
Ten rozdział o prostocie z dziećmi pewnie by Cię zainteresował, choć sam autor pisze, że nie wszystko działa idealnie. Śmieszne jest dla mnie tylko, że tłumaczy się z posiadania 6 dzieci, bo to nieminimalistyczne. Akurat w takich kwestiach tego typu ideologie do mnie zupełnie nie przemawiają.
Problem bywa kiedy wyruszamy w rejony gdzie pewnych rzeczy może nie być. Ale to też zwykle lekarstwa i specjalne kosmetyki. Ubranie raczej zawsze się dostanie, czasem lekko egzotyczne 🙂 Lustrzanki nie zastawię za nic a mały aparat służy do robienia klipów 🙂 za to ładnie sprawdza się tablet w miejsce laptopa.
Z pewnych rzeczy nie warto rezygnować, zwykle muszę bronić przed podróżnikami, tego że zabieram ze sobą grzałkę elenktyczna i kubek, ale dla mnie możliwość wypicia wieczorem herbaty jest tego warta i już!
Zainteresowałaś mnie tym rozdziałem o dzieciach, ale nie wiem czy dla kilku stron warto całą książkę 😉
Według mnie warto całą, jeśli miałabym komuś polecić książkę, która pomoże się rozstać z rzeczami i bałaganem to w pierwszej kolejności wskazałabym właśnie Książeczkę. Zawsze możesz wypożyczyć z biblioteki. Wtedy koszty zerowe, a przekonasz się czy to rady dla Ciebie 😉
Z pogodą jest trudno trafić, szczególnie nad morzem. Sama nie raz się na tym złapałam, ale zawsze staram się tak skompletować ciuchy by można było się ubrać na cebulkę, choć ogólnie nie lubię mieć wielu warstw na sobie 🙂 Z krótkimi wyjazdami jest u mnie już lepiej, ale ciągle myślę by wziąć więcej i sprytnie zapakować niż nie brać tak dużo.
Leo Babauta chyba jako jedyny do mnie przemówił jeśli chodzi o podejście do minimalizmu – 'Sztuka minimalizmu’ Dominique Loreau była stanowczo zbyt radykalna, choć czytało się miło; 'Minimalizm po polsku’ – jakoś nie umiem przez niego przebrnąć.. a Babauta trafił w dziesiątkę! Zmusił mnie do zastanowienia się nad moimi potrzebami. I chodź prawdziwy minimalizm będę mogła praktykować dopiero w swoich własnych 'czterech kątach’ 😉 to zmiany zaczęłam już dziś – najgorzej rozstać się z przedmiotami sentymentalnymi.. choć czasami niezwykle oczyszcza to atmosferę 🙂
Zaintrygowała mnie ta 30 dniowa lista zakupów. Z przyjemnością przeczytam całą książkę.
nie czytałam. a przydałoby się;) zwłaszcza, jeśli chodzi o punkt 5.. u mnie króluje zasada „a może się przyda” ;p
Aniu, a czytałaś Magię sprzątania? Ja właśnie skończyłam i zabrałam się do odgracania mieszkania, bo jak tu utrzymać porządek jak wszędzie jest wszystkiego za dużo. A i mam mnóstwo rzeczy po mamie, babci, po 10 kompletów pościeli, której nie używam, po kilka kompletów talerzy. No i pamiętam zdanie babci „Nie wolno niczego wyrzucać bo to się może jeszcze przydać” I teraz walczę z tym stadem „przydasi”….;) A Babauty czytałam jeszcze : „52 zmiany i Zen to done”- polecam.
Magia do mnie jedzie 🙂 Jestem jej ciekawa, bo słyszałam wiele dobrego. „Bo może się przydać” wyssaliśmy z mlekiem matki i ciężko z tym walczyć, ale trzeba. Bo z jednej strony kupujemy sporo nowych rzeczy, a z drugiej coś dostajemy i ciężko nam się przyznać przed sobą, że już tego nie potrzebujemy. Szczególnie gdy dana rzecz towarzyszyła nam wiele lat.
30 dni na zastanowienie się nad zakupem danej rzeczy – to brzmi genialnie! Nigdy nie stosowałam takiej metody, a chyba zacznę. Coraz częściej rezygnuję z zakupów pod wpływem chwili, impulsu. Jednak mimo wszystko takowe mi się zdarzają, a wolałabym je całkowicie wyeliminować. I muszę przyznać, że zainteresowałaś mnie tą pozycją. Jestem głodna treści – dziękuję!
Cieszę się! Ja zawsze jakoś te zakupy odkładałam, ale nigdy na 30 dni. A o ile po 2 tygodniach jeszcze możesz danej rzeczy chcieć/potrzebować, to po miesiącu okazuje się, że jednak nie jest tak bardzo niezbędna. Okazuje się, że na dłuższą metę mało jest rzeczy, które są nam tak naprawdę potrzebne.
Wiadomo, jak to jest, zawsze najbanalniejsze pomysły wpadają nam do głowy jako ostatnie i to po wielu trudach i przegranych walkach… Osobiście ciągle nie czuję tej – wydaje mi się, że obecnie – mody na minimalizm, dlatego nie czytałam tej lektury, a mimo to po wielu własnych błędach sama wprowadziłam powyższe punkty do swojego życia. Moim ulubionym okazał się być ten dotyczący porządku na komputerze. To miejsce, które zdecydowanie jest u mnie najczystsze i najchętniej je porządkuje, wiesz, w końcu można to robić na siedząco lub leżąco, a to duża zaleta 😀
Masz rację,czasami proste działania potrafią czynić cuda.Tej książki jeszcze nie czytałam,ale po takim wpisie mam ochotę i to wielką :3
Ale fajne tricki! Pewnie po samą książkę nie sięgne bo lista pozycji do przeczytania po sesji znacząco się wydłuża ale Twój abstrakt w zupełności mi wystarczy by po wprowadzeniu rad w życie cieszyć się minimalizmem <3
akurat tej książki nie czytałam i raczej nie jestem psychofanką minimalizmu, ale niektóre z tych tricków wprowadziłam sama w życie, np. ten dotyczący pakowania się. Odkąd mieszkam w UK podróżuję tylko z bagażem podręcznym i nauczyłam się wykorzystywać jego możliwości w 100% a także dowiedziałam się o sobie bardzo ważnej rzeczy – nie potrzebuję tylu ubrań, ile zawsze ze sobą zabierałam, tylu kosmetyków i niepotrzebnych przedmiotów – wystarczy bielizna na każdy dzień pobytu, 2-3 zestawy ciuchowe, które można ze sobą mieszać i tyle 🙂 Moje życie stało się łatwiejsze 😉 To samo jeśli chodzi o prostotę otoczenia – nie tylko mój pulpit jest minimalistyczny, ale i staram się aby całe wnętrze mieszkania takie było – nie dlatego, że teraz jest jakiś dziwny boom na bycie minimalistą, ale dlatego, że bardzo fajnie żyje się w miejscu, gdzie kolorystyka pomieszczenia jest ograniczona do 2-3, a ilość rzeczy, które są na wierzchu, nie przytłacza 🙂
Czasem myślę, że moda na minimalizm wzięła się z tego, że coraz więcej osób zaczęło mieć potrzebę życia w nieprzytłoczonych miejscach, czy posiadania mniejsze ilości ubrań a jednak lepszej jakości. Ja też do psychofanek minimalizmu się nie zaliczam, ale doceniam wiele rozwiązań wywodzących się z tej filozofii.
Mam dużo dłuższy „namysł zakupowy”, z reguły wpływa to bardzo pozytywnie 😀
Ja bym chciała, żeby moja wyszukiwarka w windows działała szybciej. Na razie szybciej sama odnajduję potrzebny mi plik, mimo niezbyt konsekwentnego systemu przechowywania.
A książeczka bardzo mi się podobała, zwłaszcza część o organizacji działań i bałaganie.
Fakt, pod względem wyszukiwania Mac jest dużo szybszy i wygodniejszy. W tym momencie przesiadka dla mnie na Windowsa to jakiś koszmar 😉
W moim przypadku zaczęło się od artykułu o minimalizmie w jakimś magazynie… Potem powolutku zaczęłam sobie uświadamiać ile rzeczy bezsensownych posiadam i kupuję. Minimalizm mi pomógł:
Przestałam marnować czas i pieniądze w sklepach, oddałam lub sprzedałam to, czego nie używałam, a przeprowadzka pomogła mi w tym bardzo (każdy przedmiot musiałam wziąć do ręki i coś postanowić :).
Nie mogę powiedzieć, że jestem ascetą, ale myślę, że cały ten szum wokół minimalizmu nie jest zły, jeśli w efekcie ktoś zatrzyma się na chwilę i zastanowi przez chwilę nad tym, czy ma kontrolę nad otaczającymi go przedmiotami.
Zaczęłam również wdrażać w życie porady z twojego bloga – nie sądziłam, że może to być aż tak przydatne jak się okazało 🙂
O minimalizmie i jego wpływie na nasze życie myślę dokładnie tak jak Ty. Nie każdy musi być 100% minimalistą, ale jeśli bardziej świadomie podchodzi do zakupów i otaczających go przedmiotów, i chwilę zastanowi się przed kolejnymi zakupami, to taki wpływ jest bardzo dobry 🙂
I cieszę się, że rady okazuję się przydatne!
Można powiedzieć, że wszystkie rady z twojej listy wcieliłam w życie. Jedynym problemem jest punkt 4. Po prostu nie umiem. Skoro mam takie odczucie, że tego potrzebuję to jadę do centrum i to kupuję. Okres trzydziestu dni mnie przeraża. Chyba, że tak przypadkiem dopisałaś zero, a miało być samo trzy. Wtedy jakoś bym to przebolała. Pewnie się mylę.
No niestety to nie pomyłka, tylko właśnie 30 dni. Wiesz, to tylko odłożenie zakupu na chwilę później. Spróbuj choć z jedną rzeczą! 🙂
Czytając, trafiłam na fragment w którym mówisz że ograniczyłaś liczbę swoich ikonek na pulpicie do 4 [a przynajmniej tak to zrozumiałam] i w tym samym momencie pomyślałam że mi też wystarczą tylko 4! a resztę mogę spokojnie skasować
i takim oto sposobem zostały mi ikonki tj.:
1.Kosz
2.Mój folder
3.Program do uruchomienia internetu
4.Google
Babauty nie czytałam, a Loreau mnie odrzuca. Natomiast bardzo Ci polecam książkę „Minimalizm po polsku” Anny Mularczyk-Meyer, do mnie przemawia.
Słyszałam o niej wiele dobrego i mam na liście do przeczytania! 🙂
Loreau też mnie odrzuca, teraz czytam Marie Kondo „Magię sprzątania” i ta japońska filozofia nie jest dla mnie, choć metody, z którymi się zgadzam 🙂
To nie zwlekaj z czytaniem! 🙂
„Magia sprzątania” – koszmarek. Autorka zdradza objawy co najmniej zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Jeżeli ktoś twierdzi (a są takie osoby), że PPD jest nawiedzona, to ewidentnie nie miał styczności z Marie Kondo. Po takim porównaniu musiałby zrewidować poglądy 🙂
Do Książeczki Minimalisty dotarłam po przeczytaniu książek Dominique Loreau (zasadniczo chyba droga powinna być odwrotna ale jakoś tak się złożyło:) i wszystkie te pozycje może nie wstrząsnęły moim życiem, ale na pewno pomogły uporządkować przestrzeń wokół mnie (i może odrobinę we mnie). Można pokochać minimalizm bądź nie ale uświadomienie sobie, o ile łatwiej się żyje mając mniej – to odkrycie jak dla mnie ogromnie ważne. Cudowny ten Babauta. Warto przeczytać – chociażby dlatego, że mało obszerny i klarowny.
Czytam właśnie jego książkę Focus 🙂
Dzięki za fajne podsumowanie książki. Zwróciłaś uwagę na pięć punktów o których niby każdy z nas wie, ale jak to zwykle w życiu bywa – trzeba je sobie uświadamiać i o nich sobie przypominać gdy tylko nadarzy się okazja. A więc dziś Twój wpis jest dla mnie okazją, by nad kilkoma sprawami popracować.
Babauta. Nie wiem, mam mieszane uczucia, szczególnie po przeczytaniu w którejś z jego książek, że minimalizm jest bardzo ważny, on uczył się tego przez wiele lat, gdyby był minimalistą wcześniej, miałby mniej dzieci. Naprawdę?
To był też dla mnie największy zgrzyt w tej książce i totalnie niezrozumienie. Podobnie jak tłumaczenie dlaczego wydaje książkę papierową, mimo że jest minimalistą. Na szczęście nie musimy brać z niego przykładu i podciągać ilość dzieci pod minimalizm czy nadmiar.
Czyli idziemy na ilość tym razem? 😉
Chętnie sięgnę po tą książkę, wcześniej jakoś nie miałam okazji na nią wpaść, a po Twoim opisie wygląda zachęcająco. 🙂